Dziś od samego rana obżarstwo, obżarstwo. Aż mi źle ;)
Rano pizza. Ostatecznie nie taka "light" jak to miało być pierwotnie. Oczywiście zostało jeszcze pół ciasta, więc jutro kolacja z głowy. W tym mieście niewiele jest miejsc, gdzie można pójść w niedzielne popołudnie. Całkiem niedawno otworzyli tutaj jakąś sieciową cukiernię. Dobre miejsce, dobre ceny, duży wybór i nawet dziecko ma co robić. Przykładowa cena za gorącą czekoladę to 5 zł. Zasłodziliśmy się praktycznie na maxa. Tego cukru starczy mi i mojemu wewnętrznemu jaszczurowi na jakieś dwa miesiące. Miałam robić dziś to ciacho "orzechowy raj", ale teściowa przyniosła pół biszkopta przełożonego makiem, więc dałam sobie na wstrzymanie. Może jutro. Choć na jutro mam już trochę planów.
Dziś Michał miał okazję spełnić się w roli fryzjera. Zrobił mi prawie pięknego irokeza na głowie. No, jest on prawie piękny dlatego, że moje włosy są mocno przerzedzone. Bo umiejętnościom męża nie mogę nic zarzucić. Widzę, że już tył głowy zaczyna "świecić" łysiną, więc może kolejnej niedzieli wcielę się w skina. Kto wie. Już nie jest mi to straszne. Co więcej, takie "metamorfozy" wciągają ;)
Rano w ddtvn miałam przyjemność oglądać wywiad z Jerzym Stuhrem. Łzy mi napływały do oczu. Tyle w tym człowieku teraz jest pokory. Widać w nim zarazem wolę walki jak i zarazem pogodzenie się z tym co go spotkało i co może go spotkać najgorszego. Ja sobie nie wyobrażam; on wychodzi tylko na sobotnie przepustki. Ja mam ten komfort, że prowadzę normalne w miarę możliwości życie. Poza dwutygodniową chemią nic mnie nie ogranicza. Trzymam kciuki. Kto nie oglądał, polecam.
http://dziendobry.tvn.pl/video/jerzy-stuhr-o-walce-z-rakiem-zona-choruje-razem-ze-mna,104,newest,18843.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz