Nawet udało mi się uczestniczyć we wszystkich rekolekcjach. Szału nie było. Szału też się nie spodziewałam.
Pamiętam jak Adam mówił mi kiedyś, że był świadkiem bądź też słyszał, że na kazaniu ksiądz wygłosił tylko jedno krótkie "Chrystus zmartwychwstał. Naprawdę. Ale wy i tak w to nie uwierzycie". To było wszystko, ale powiedziane na tyle dobitnie, że wystarczyło by to zapamiętać a być może i w przypadku niektórych zadać temu stwierdzeniu kłam i wbrew przekonaniu księdza uwierzyć... Chyba jeżeli w ogóle potrzebuję kazań to właśnie takich. I nie chodzi o to, że ledwo ksiądz otworzy usta a mi już włącza się opcja myślenia o : obiedzie, mężu, planach na wieczór, zakupach itp. Moim zdaniem największej przemiany doznaje się w wyniku zderzenia z tragedią, bolesnym zdarzeniem. Wtedy to następuje szybkie przewartościowanie życia , zastanawiamy się nad jego sensem, układamy na nowo priorytety i częstokroć zmieniamy się. I o ile nie wpadniemy w jakąś skrajną deprechę to po pewnym czasie potrafimy z każdej takiej ciężkiej dla nas sytuacji wyciągnąć właściwe wnioski. Zupełnie jak Basia, znajoma mojego brata, która mówiła mi zapłakana przez telefon, że w trakcie tych kilkunastu minut czuwania przy jego łóżku i patrzenia jak przychodzi po niego śmierć doznała jakiegoś otrzeźwienia i zdała sobie sprawę jak małym człowiekiem jest i jak bezsilnym. Jak powiedziała, żadne rekolekcje, oazy czy rozmowy z księżmi nie dały jej tyle co te parę chwil spędzonych przy łóżku umierającego znajomego.
Myślę, że każdy ma w pamięci jakieś zdarzenie które wyryło w nim ślad i dało do myślenia. Dla mnie osobiście było to odejście brata i obecna choroba. Mimo iż wydaje mi się, że za niedługo będzie ona tylko złym wspomnieniem, to sprawiła, że czuję jakiś szacunek wobec KOŃCA. Częściej o tym myślę. Trochę z ciekawością, na pewno z lękiem - nie jestem pogodzona ze śmiercią i mimo wszystko jej nie oczekuję, ale wiem, że lubi robić niespodzianki. Kolejna rzecz jakiej się uczę to życzliwość. Należy się każdemu. Ale nie taka sztuczna, na odwal się, tylko taka szczera, z serca. Obecnie stać mnie na trochę większy niż dotąd "spontan", więc czasami jest śmiesznie ;) i mam nadzieję być bardziej odważna w tych spontanicznych gestach (dziś spontanicznie postanowiłam "nakarmić" moją ... lekarkę rodzinną, bo od rana nic nie jadła :). I tu nie chodzi o jakieś specjały na miarę lekarza, o łapówkarstwowy gest. Po prostu, to co było w pobliskiej piekarni plus jogurt pitny, hehe :). Myślcie o mnie co chcecie, mogę być nawet i wariatem a ja myślę, że obie się teraz uśmiechamy na to wspomnienie i jeszcze długo będziemy. Bo o to w życiu chodzi, żeby jak najwięcej z niego pamiętać, wyciągnąć i sprawić, by choć trochę było ciekawsze. Następna rzecz jakiej się uczę to to, że nie ma się co nad sobą litować, bo nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Wiem co mówię, bo taki widok jaki mam w CO na długo zapada w pamięć. Widok niektórych chorych naprawdę daje do myślenia. Ja jestem chora, ale sprawna. Mogę "wszystko". Najgorsza jest jednak bezsilność w chorobie, zdanie na opiekę innych, świadomość szybkiego końca, wreszcie współczucie w oczach przechodniów. Doceniać życie i to co mamy, mimo, że wydaje nam się to mało - to kolejna sprawa. Częściej mówię "kocham Cię" do męża, a dziecko to już bombarduję tym wyznaniem co chwila (biedna). Więcej się uśmiechać, być bardziej odważnym, nie przespać życia i najważniejsze - nie planować życia, bo może się okazać, że już to zrobił ktoś za nas... Jasne, że warto jakiś schemat na życie mieć, ale musimy być zawsze przygotowani na zmiany scenariusza, bo to nie my reżyserujemy ten spektakl a ten kto nim jest potrafi być bardzo kreatywny...
To takie najważniejsze, co mi się w danej chwili trzyma głowy. Ładnie tu pasuje tekst desideraty, którą dostałam na któreś urodziny od brata.
Krocz spokojnie wśród zgiełku i
pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece jak to
możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi
ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią
inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Jeśli
porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały,
albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z
sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna. Jest ona trwałą
wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych
przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to
nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny
wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań
jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to co lata niosą, bez
goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha by w
nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się
tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa,
masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp,
że wszechświat jest taki jaki być powinien.
Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz i czymkolwiek
się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym,
zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem,
znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Chciałoby się dopisać jak w tamtym wierszu - podaj dalej. Ja właśnie to zrobiłam;)
Dzisiaj leci mi z nosa i kolejny dzień boli mnie głowa. Jutro idę na echo serca i ekg a przy okazji mam nadzieję się spotkać z lekarką, która jako pierwsza zaryzykowała wstępnie określić moją chorobę i ją nazwać - jak się później okazało - trafnie.
A w muzycznych inspiracjach nie może tu zabraknąć Selah Sue i kawałka znanemu chyba każdemu z nas. Miłego słuchania :)
http://www.youtube.com/watch?v=mJtM7SRo6l8&ob=av2n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz