Jakoś dziwnie bolą mnie dziąsła i wszystkie zęby. Do tego stopnia, że mam problem z porządnym ich wyszorowaniem , co mi się nie podoba. No i tradycyjnie kości. Jeszcze paru sprawom można się przyczepić, ale generalnie nie jest najgorzej. No i ten smak wciąż nie zamierza póki co wracać. Już jest lepiej niż wczoraj, ale tradycyjnej jak dotąd radości z jedzenia nie czerpię, mimo, że staram się dogadzać podniebieniu jak mogę.
W poniedziałek do pracy. Jednak. Jakiejś euforii z tego powodu nie czuję, ale trochę się cieszę. Może i na krótką metę, bo z początku to może będzie nawet, ale praca w logistyce robi swoje i wkrótce trzeba się będzie zmierzyć ze sfrustrowanymi klientami i handlowcami, z zalegającymi z fakturami sieciami i domawiającymi na ostatnią chwilę towar hurtowniami. Podobno jest teraz spokojny czas, więc mam możliwość wdrożyć się na nowo i przebrnąć przez wszystkie nieprzeczytane z połowy roku maile (brr). Łatwo nie będzie, ale podejmuję wyzwanie, bo trochę mi tego brakuje.
Dzisiaj rozmawiałam z koleżanką, która miała raka. Wspominałam kiedyś o niej. Leczyła się tam gdzie mieszkała, czyli w Brazylii. Trafiła jej się onkolożka, która wykazała się nieco niekompletną wiedzą co do jej przypadku nowotworu a decyzję o usunięciu 30letniej dziewczynie macicy i jajników podjęła w jakąś minutę. Na dokładkę zaplanowała jej serię wyjątkowo mocnych chemii, tak na wszelki wypadek, ot takie "wzmocnienie" organizmu. Wytrzymała 7 wlewów, z 5ciu dobrowolnie zrezygnowała. Po konsultacji z onkologami i ginekologiem onkologiem w Polsce okazało się, że usunięcie tych organów było w ogóle bezpodstawne, chemia też mocno dyskusyjna.To tak, jakby mi teraz ktoś chciał usunąć pierś na wypadek ewentualnych przerzutów. Tymczasem dziewczyna wstrzykuje sobie co dzień hormony, czuje się staro i po prostu źle w tym niekompletnym ciele. Jak lekarz powiedział, potraktowali ją trochę egzotycznie. W Brazylii jest założona sprawa przeciwko tej lekarce i bardzo bym chciała, by wyrok był naprawdę sprawiedliwy.
A tak przy temacie błędów lekarskich. Ostatnio słyszałam historię Daniela Lewińskiego. Przed przychodnią złamał nogę. Lekarze stwierdzili bardzo złośliwy nowotwór kości. Dawali mu trzy miesiące. W CO Ursynów dawali mu chemię. Gdy padło hasło "konieczna amputacja", Daniel przeniósł papiery do IMiD w Warszawie, gdzie przyjmował dalej wyniszczającą chemię. Terapia nie działała. Jego stan się pogarszał, choroba zaczęła atakować inne kości.Po leczeniu zawiózł pobrane materiały i wszystkie papiery do Niemiec. Okazało się, że Daniel nigdy nie miał raka a materiał z biopsji należał do innego pacjenta. Z wynikami tej analizy wrócił do Polski, do lekarzy, którzy postawili tak błędną diagnozę. Teraz nikt nie chce się wychylić i przyznać do błędu. Choroba dalej postępuje, sypie mu się szkielet, ale nawet nie ma postawionej diagnozy choroby, bo teraz nikt tego się nie chce podjąć (!). Normalnie nie mogę uwierzyć, że żyjemy w czasach, gdy takie rzeczy mają miejsce. Obecnie chłopak będzie leczony w Niemczech o ile uzbiera ponad 52 tys. euro.
Polecam zajrzeć na jego blog:
A do posłuchania na dziś znakomity kawałek w wykonaniu duetu ojca z córką - Patrycja i Grzegorz Markowscy. Udanej i słonecznej niedzieli!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz