środa, 25 kwietnia 2012

Zapomniałabym o ... raku.

Nie żałuję, że wróciłam do pracy. Żałuję, że dopiero teraz. Ten tydzień zleciał mi tak niesamowicie szybko, że nawet zdążyłam zapomnieć, że ... mam raka.
Zauważyliście że już dawno nie marudzę, jak to fatalnie się czuję, że znów niedługo chemia itd... I nawet jeżeli to moje samopoczucie nie jest najlepsze, to nie mam czasu o tym myśleć. Dopiero dziś po południu dotarło do mnie, że jutro jest TA środa... Michał właśnie mnie zapytał, czy podstemplowałam książeczkę ubezpieczeniową, odparłam, że nie. Zapytał, czy chociaż wzięłam RMU-ę - zgodnie z prawdą też udzieliłam przeczącej odpowiedzi. Spojrzał na mnie, pokiwał głową i zapytał, czy ja w ogóle widuję tego swojego onkologa ;). Pomyślałam sobie w duchu - no, takiej przyjemności nie można sobie raczej odmówić :P. Co mi to szkodzi pokazać się mu, odpowiedzieć na standardowe "Jak tam?" - "Dobrze", a potem ... zwiać :). Ok, ok, żartuję. Michał co prawda dawno tam ze mną nie był, bo podczas gdy ja się "relaksuję" pod tęczowymi kroplówkami on zarabia na życie, ale ja jestem dorosła, odpowiedzialna i posłuszna - z pokorą przyjmuję karę, wciąż nie wiem za co... Więc się tam nawet pojawiam.  No i ... boję się męża :P. Wolę sobie nie wyobrażać jego reakcji na wiadomość, że postanowiłam sobie dać luz i zrobić wagary. Niby to tylko  "wagary z chemii". Brzmi to w sumie całkiem niewinnie, prawda?
Jutro mają mi pobrać mi nieco więcej krwi niż zwykle, bo zgodziłam się na oddanie próbki do badań genetycznych o których to nawet nie umiał mi opowiedzieć pokrótce onkolog. Dla mnie liczy się ilość wkłuć a nie ilość pobranej krwi więc ostatecznie czego się nie robi dla dobra nauki...
Cholera, jutro znów poczuję się jak tablica korkowa w którą pielęgniarka z zawziętością na twarzy wbija pinezkę. Jakoś coraz bardziej ta mała powierzchnia do wbijania igły w moim porcie jest wrażliwa i przy każdym kolejnym wkłuciu coraz mocniej wciskam się w łóżko. Początki były o dziwo pod tym kątem lepsze...
Katerina na noc poszła do babci. My obejrzeliśmy dobry film. Już nie pamiętam kiedy ostatnio film mnie tak rozbawił i wzruszył zarazem. Zabawny film o zabawnej choć niełatwej przyjaźni. W dodatku z dobrą muzyką. Świetnie się go oglądało. Naprawdę polecam. A jeżeli nie ja, to może ten zwiastun Was przekona. Zapomniałabym o tytule :) - "Intouchables".



Tyle na dzisiaj, bo bladym świtem pobudka. No, chyba, że zaśpimy ... :P (nie ukrywam, że byłoby miło, tyle, że to musiałoby być takie konkretne zaspanie - dajmy na to wstajemy o 11ej. Wtedy bez szans na kolorowe woreczki. Tymczasowo jednak, więc chyba nie warto opóźniać procesu "leczenia"). Mam nadzieję, że Wasza środa będzie lepsza od mojej (choć nie mogę jej tak z góry przekreślać, kierując się "Potęgą podświadomości", nieprawdaż Bogi? ). Ciao kochani.

1 komentarz:

  1. Ależ prawdaż, prawdaż, chyba będę musiała znowu zajrzeć do potęgi, coby sobie pozytywa na każdy dzień przywróci ;)
    Miłej środy siostra, będę mocno trzymać kciucki, żeby "pochemiowa" reakcja organizmu Twego była BARDZO, ale to BARDZO łagodna. Ściskam ciepło.Buziaki

    OdpowiedzUsuń