Dziś jeszcze praca. Jedną nogą tam siedziałam a druga rwała się już za teren firmy i ciężko było ten dzień przetrzymać. Dzień zdecydowanie za długi, zwłaszcza ostatnia godzina w firmie. Ale to chyba wszyscy którzy zdecydowali się dziś pracować tak mieli...
Jutro wybieramy się w odwiedziny do rodzinki. Tylko za cholerę nie mam pojęcia jak spotkać się z wszystkimi z którymi planuję mając do dyspozycji praktycznie półtora dnia :/ .
W dodatku Katarzyna nam się trochę rozchorowała, choć dzielnie stara się jak może by to nie rzucało się nam w oczy. Już w sobotę ją coś "brało" . Dziś Michał poszedł z nią do lekarza i na pytanie pani dr co ją boli z obolałą minką powiedziała "plecy". I nie wiadomo czy to jej tak przyszło do głowy po prostu - czysta fantazja, czy faktycznie jej coś dolega. Mimo wszystko cały dzień biegała niezmordowana olewając z każdej strony płynące propozycje krótkiej drzemki. W końcu zasnęła po 21ej ledwo przyłożywszy głowę do poduszki. Bąbel :). Mam na nią sposób by połknęła każde lekarstwo bez mrugnięcia okiem, ale wcale z niego nie jestem dumna. Za każde lekarstwo upomina się o jednego kolorowego lentilka (skittlesa czy cokolwiek małego, kolorowego i słodkiego). Początkowo to był sposób na picie łyżeczki tranu potem sama zaczęła się upominać po wypiciu każdego syropku, witamin, po zakropieniu noska i wszelkich tego typu zabiegach :/. Dodatkowy plus tego jest taki, że przy okazji uczę ją rozróżniania kolorów, bo zawsze wysypuję jej garść tych kolorowych pastylek i mówię, że może wybrać tylko jedną, np. fioletową. Skupia się bardzo mocno i z reguły jej się udaje ;). Więc nie jest źle, ale nie wiem czy ta metoda zostałaby zaakceptowana przez naszą rodzimą super nianię... Na szczęście nie traktuję jej w żaden sposób jako autorytet.
Wczoraj po obiedzie wybraliśmy się z Kasią do ogródka dziecięcego. Trochę śmieszna sprawa bo jakiś czas temu był tam remont, którego kończyć chyba nikt nie zamierza. Chodzi o to, że nie powiesili tam jeszcze huśtawek, bo nic więcej do roboty tam nie widać. No ale skoro huśtawek brak, to i ogródek oficjalnie zamknięty. Teoretycznie zatem powinien świecić pustkami a kiedy się obok niego nie przechodzi to jest tam cała masa ludzi, którzy notorycznie korzystali z dziury w siatce. No właśnie, korzystali, bo ostatnio ktoś tę dziurę załatał i nam nie dane było skorzystać z jej dobrodziejstwa. Pozostało jedynie przechodzić przez siatkę z dzieckiem i z wózkiem. Więc w takim przypadku pomoc drugiej osoby jest niezbędna. Jednak ludzi nie było wcale mniej niż zwykle. A już jak widzę znajomego starszego księdza który zasadza nogę i przechodzi przez siatkę razem ze swoim małym kuzynem/siostrzeńcem (nie znam tych powiązań u nich, nieistotne) to już w ogóle czuję się rozgrzeszona i tym pewniej korzystam z dobrodziejstw ogródka... Tak więc pewnie całe lato przyjdzie nam przełazić przez ogrodzenie, bo ktoś zdaje się zapomniał o takim drobnym szczególe jakim jest otworzenie bramy. Jest szansa że Dzień Dziecka to zmieni, ale nie ma co się nastawiać.
Wkrótce w Lednicy coroczne spotkanie młodych. Od razu na myśl przychodzi mi mój brat, który jak tylko mógł, to się w te dni tam wybierał. Noszę nawet w portfelu symboliczny klucz z jednego ze spotkań, który znalazłam w jego półce symbolizujący klucz do nieba. Jemu się już nie przyda, zresztą on nie potrzebuje klucza by tam się dostać. I wydaje mi się, że nie omieszka "zawitać" na lednickiej imprezie i nie odpuści. Mimo wszystko. Nigdy nie przypuszczałam, że może mi go tak kiedyś brakować...
Dzisiejsza propozycja muzyczna to Midnight - m83. Do następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz