Pogoda wszystkim odpoczywającym dopisała, może nawet za bardzo. Mieliśmy mało czasu a dużo wizyt w planach, więc siłą rzeczy nie dało rady się spotkać ze wszystkimi. Z drugiej strony miło, że udało się wyrwać choć na chwilę do rodzinki której nie widziałam już czas jakiś...
Fajnie, bo po jednym dniu odkryłam, że na moich lnianych spodniach jest dziura pod tyłkiem, tymczasem nieświadoma łaziłam w nich cały dzień odwiedzając kolejnych ludków z których żaden najwidoczniej nie miał odwagi uświadomić mi brak w garderobie ;). Ale nic, do kompletu Michałowi po jednym dniu spodnie pękły w kroku, więc świetnie do siebie pasowaliśmy (w jego przypadku bardzo pomocne okazały się małe kroczki japońskiej gejszy :) a w moim sweter który wiązałam w pasie, bo jakimś dziwnym sposobem nie spakowałam do torby odłożonych na wyjazd dżinsów.
Kasia dziecina się wybiegała ze swoimi kuzynami, choć ta akurat nigdy nie ma dość i biegać by mogła z dziećmi non stop. Uwaga bo właśnie Cię obserwuje!:)
W samochodzie odkryłam, że znów gubię włosy i w dużych ilościach zostawiam je gdzie popadnie. Ehś. Ostatnio zamieściłam na nk zdjęcie w peruce i zebrałam same komplementy. Podsumowując podpisy wyglądam nad wyraz dobrze w nowej blond fryzurze i super że odważyłam się na taką zmianę. No, ja raczej średnio jestem podekscytowana i mam ochotę dla odmiany zamieścić moje prawdziwe oblicze czekając na reakcje a najpewniej na ich brak, ale na razie dam na luz. Niby tragedii w tych króciutkich włosach nie ma, ale co bym nie założyła to w niczym się jakoś sobie nie podobam. I nie pomagają buty na wyższym obcasie, kobiece sukienki i zapewnienia bliskich, że naprawdę dobrze wyglądam.
Dzisiaj trzecie spotkanie rekolekcyjne. Nie ukrywam, że dziś wyjątkowo opornie myślałam o konieczności pójścia na nie. Jednak Bóg zlitował się nade mną i na dwie godziny przed wyjściem zesłał na mnie gorączkę, za którą jestem mu średnio wdzięczna. Jest mi na przemian zimno i gorąco a dodatkowo pęka mi głowa z bólu. Nafaszerowałam się czosnkiem i aspiryną i czekam na kolejny cud. Oby ostatnia w planach chemia nie musiała być przesunięta, bo środa tuż tuż :/ W ogóle oprócz fizycznych dolegliwości złapałam wcześniej jakąś psychiczną "zawiechę" i nie chce mnie puścić. Pomaga tylko na nią głośny śmiech Kasi, który chyba sobie muszę nagrać i puszczać jak śpi...
Dzisiaj wybranym do posłuchania kawałkiem pewnie was zaskoczę. Usłyszałam go w "trójce" i nawet udało mi się po dłuższych poszukiwaniach go znaleźć, więc doceńcie choć starania :) A dla ciekawskich to piosenka traktuje ponoć o ekologii. Udanego dalszego ciągu weekendu :)
Ech z tymi włosami... bez nich źle a jak są to też nerwów napsują ;) mi od dłuższego czasu lecą jak szalone ale wciąż na głowie tyle ze na jakąś skromną fryzurę zostaje no i na wkurzanie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki żeby chemia planowo poleciała.
A ile masz jeszcze chemii w planach? Ja miałam nadzieję, że ten pierwszy "opad" włosów na początku to wszystko, ale chyba jednak nie:(. Nic, damy radę, prawda?:)
OdpowiedzUsuń