Dla niewtajemniczonych "hans" to określenie które wymyślił Kamil Durczok na metalowy stojak z zawieszonymi na nim workami z chemią. Też facet przechodził przez ten szajs i nawet udzielił szerokiego wywiadu który opublikowano w formie książki. Dobrze się to czyta i nie sposób przerwać w połowie.
Hans - zimny, bezlitosny strażnik dawkujący truciznę. Jak dobrze się wsłuchasz to słyszysz spadające krople które wnikają w każdą komórkę ciała i trują od środka. I nie możesz z tym nic zrobić, jedynie się temu poddać. I wmawiać sobie, że to trucizna ma być twoim lekarstwem. Durczok wygrał życie.
Pamiętam jak mi kiedyś lekarka powiedziała "To, że on wygrał nie zależało w żadnym stopniu od jego woli walki. Po prostu miał nowotwór całkowicie wyleczalny i żadna wola walki czy determinacja nie ma tu nic do rzeczy. Pawłowski przegrał, bo jego nowotwór był praktycznie nie do wyleczenia. Pani nowotwór też jest wyleczalny. Pół roku i po sprawie".. Taa. Tyle, że pół roku minęło, a ja nie dość że stoję w punkcie wyjścia to jeszcze mam wrażenie że cofnęłam się o dodatkowy krok. Mam poddać się temu i porzucić swoją determinację bo i tak to jest do wygrania? W pierwszej rundzie nie wyszło, choć statystyki są przecież tak korzystne a choroba "tak dobrze się leczy". Nie wierzę w to, że nastawienie nie ma najmniejszego wpływu. Nawet jeżeli wynik jest przesądzony to odpowiednie nastawienie dużo daje.
I może pomóc.
A w ogóle to przecież tata już mi wszystko załatwił :). Dostałam wczoraj telefon, że będzie się o mnie modliło 30 osób pod przewodnictwem zakonnika i to na pewno pomoże. Tak więc nie ma tematu ;). Kochany ten tata - z takimi układami to nie ma się czego bać. Ehś, tylko coś mu z Adamem nie poszło, a o ile dobrze pamiętam to w modlitwie za jego uzdrowienie łączyła się cała pielgrzymka...
Jutro mam dzień relaksu. Przynajmniej tak mi nakazano z uwagi na poniedziałkowego PET-a. Przyznam, że brak mi pomysłu na zagospodarowanie takiego dnia. Pola nie uprawiam, gospodarki do dojrzenia nie mam, więc chyba z relaksem nie powinno być problemu. No w sumie w dużej mierze wszystko zależy od humoru Kasi. Jak nic go nie zburzy, to niemal każda chwila z nią potrafi być relaksem :) Napisałam "niemal"? To dobrze :).
A dziś muzycznie naprawdę dobry, mocny kawałek. A moja interpretacja sięga daleko gdzieś tam poza ramy twórców tego dzieła i jest jak najbardziej na miejscu. Gorąco zachęcam do wysłuchania. A miłośnicy rocka będą mieli dodatkową frajdę.
Wam życzę oby niedziela nie skończyła się tak szybko jak sobota, że o piątkowym popołudniu które zresztą spędziłam w pracy nie wspomnę...
Siostra, Ty mi się tu nie poddawać jakimś tam hansom... oni (one? ono?) to se mogą... A takie baby jak ta, która wygłosiła tę jakże budującą teorię powinno się wysłać w kosmos..., albo do innej pracy, niech np. podbudowuje w polu marchewkę lub ziemniaki !!!
OdpowiedzUsuńNo dobrze gadasz, choć w sumie to ona w onkologii na szczęście nie ona nie rabota - w tej dziedzinie lekarze muszą mieć bardziej delikatne podejście i być trochę psychologami. Ale coś w tej sile hansa niestety jest i jak już tam jesteś to musisz się mu poddać - decyzja o leczeniu się niestety z tym wiąże że to on będzie przez pewien czas nad Tobą górował...
OdpowiedzUsuń