sobota, 2 czerwca 2012

Relax, don't do it...

Moja wola walki nieco słabnie gdy tylko na horyzoncie pojawia się widmo "hansa" ustrojonego niczym choinka na Boże Narodzenie.
Dla niewtajemniczonych "hans" to określenie które wymyślił  Kamil Durczok na metalowy stojak z zawieszonymi na nim workami z chemią. Też facet przechodził przez ten szajs i nawet udzielił szerokiego wywiadu który opublikowano w formie książki. Dobrze się to czyta i nie sposób przerwać w połowie.
Hans - zimny, bezlitosny strażnik dawkujący truciznę. Jak dobrze się wsłuchasz to słyszysz spadające  krople które wnikają  w każdą komórkę ciała i trują od środka. I nie możesz z tym nic zrobić, jedynie się temu poddać. I wmawiać sobie, że to trucizna ma być twoim lekarstwem. Durczok wygrał życie.

Pamiętam jak mi kiedyś lekarka powiedziała "To, że on wygrał nie zależało w żadnym stopniu od jego woli walki. Po prostu miał nowotwór całkowicie wyleczalny i żadna wola walki czy determinacja nie ma tu nic do rzeczy. Pawłowski przegrał, bo jego nowotwór był praktycznie nie do wyleczenia. Pani nowotwór też jest wyleczalny. Pół roku i po sprawie".. Taa.  Tyle, że pół roku minęło, a ja nie dość że stoję w punkcie wyjścia to jeszcze mam wrażenie że cofnęłam się o dodatkowy krok. Mam poddać się temu i porzucić swoją determinację bo i tak to jest do wygrania? W pierwszej rundzie nie wyszło, choć statystyki są przecież tak korzystne a choroba "tak dobrze się leczy". Nie wierzę w to, że nastawienie nie ma najmniejszego wpływu. Nawet jeżeli wynik jest przesądzony to odpowiednie nastawienie dużo daje.
I może pomóc.

A w ogóle to przecież tata już mi wszystko załatwił :). Dostałam wczoraj telefon, że będzie się o mnie modliło 30 osób pod przewodnictwem zakonnika i to na pewno pomoże. Tak więc nie ma tematu ;). Kochany ten tata - z takimi układami to nie ma się czego bać. Ehś, tylko coś mu z Adamem nie poszło, a o ile dobrze pamiętam to w modlitwie za jego uzdrowienie łączyła się cała pielgrzymka...

Jutro mam dzień relaksu. Przynajmniej tak mi nakazano z uwagi na poniedziałkowego PET-a. Przyznam, że brak mi pomysłu na zagospodarowanie takiego dnia. Pola nie uprawiam, gospodarki do dojrzenia nie mam, więc chyba z relaksem nie powinno być problemu. No w sumie w dużej mierze wszystko zależy od humoru Kasi. Jak nic go nie zburzy, to niemal każda chwila z nią potrafi być relaksem :) Napisałam "niemal"? To dobrze :).

A dziś muzycznie naprawdę dobry, mocny kawałek. A moja interpretacja sięga daleko gdzieś tam poza ramy twórców tego dzieła i jest jak najbardziej na miejscu. Gorąco zachęcam do wysłuchania. A miłośnicy rocka będą mieli dodatkową frajdę.

Wam życzę oby niedziela nie skończyła się tak szybko jak sobota, że o piątkowym popołudniu które zresztą spędziłam w pracy nie wspomnę...


2 komentarze:

  1. Siostra, Ty mi się tu nie poddawać jakimś tam hansom... oni (one? ono?) to se mogą... A takie baby jak ta, która wygłosiła tę jakże budującą teorię powinno się wysłać w kosmos..., albo do innej pracy, niech np. podbudowuje w polu marchewkę lub ziemniaki !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobrze gadasz, choć w sumie to ona w onkologii na szczęście nie ona nie rabota - w tej dziedzinie lekarze muszą mieć bardziej delikatne podejście i być trochę psychologami. Ale coś w tej sile hansa niestety jest i jak już tam jesteś to musisz się mu poddać - decyzja o leczeniu się niestety z tym wiąże że to on będzie przez pewien czas nad Tobą górował...

    OdpowiedzUsuń