Patrzę na dziecko. Sfrustrowane pokazuje na głowę. Coś jej spływa po włosach. Zerkam na do połowy opróżnioną puszkę sardynek. Nawet nie zarejestrowałam kiedy zawartość się dyskretnie przechyliła i zmieniła lokalizację. W pośpiechu szoruję połówkę głowy Kasi mydłem i mozolnie próbuję spłukać wodą. Ale w tym momencie limit cierpliwości mojego dziecka się kończy. Cóż, myślę sobie. Jest zimno to w kościele czapki nie zdejmie. O ja naiwna. Msza się jeszcze nie zaczęła a tu słyszymy grzeczne "Czy mogę zdjąć czapkę"?. Krótkie spojrzenie po sobie i ta nadzieja w oczach, że może nie jest tak źle. Niestety. Patrzyliśmy zatrwożeni na niczego nie świadome radosne dziecko i coraz bardziej "buraczyliśmy". Sardynkowy olej zdawał się jeszcze spływać z jej włosów podczas gdy druga połówka głowy była całkiem okazała. Bywa i tak, pomyślałam z nadzieją, że może nie ja jedna otwierałam dzisiaj nad głową dziecka sardynki. Chyba niestety ;) A Kasia jak na złość biegała w tę i z powrotem przykuwając podwójną uwagę.
Pod koniec mszy która nieco się przeciągnęła zaczęły bić dzwony. Ksiądz czyta ogłoszenia a Kasia : "Mama, tata, biją dzwony. Już trzeba iść. Mama tata biją dzwony". I po chwili słychać jej całkiem donośne w tej kościelnej ciszy "Panie Janie, Panie Janie, pora wstać, pora wstać..." Oj/lej. Ehś:)
A dzisiaj telefoniczna konsultacja z moim "medycznym guru". Z onkologiem. Powiedział jedynie, że wizyty w CO nie jest w stanie przyspieszyć a i to by niewiele dało natomiast mam się skontaktować z jakimś lekarzem a najchętniej to mam się przyjąć do siebie do szpitala na kardiologię bo on nie wie, czy taka ilość płynu w osierdziu nadaje się do ewakuacji czy nie. W ogóle był jakiś smutny. Nie przypisuję sobie że to na wiadomość o progresji mojego draństwa bo pewnie jedynie dobijał go fakt, że dziś poniedziałek, weekend minął tak szybko i znów pacjenci, problemy, szpitalna rzeczywistość... A była zaledwie 10ta rano...
Skierowanie dostałam. Wieczorem pojechaliśmy na izbę przyjęć a tam usłyszałam, że moje serce ma dobre tempo, nie zwalnia, ekg świetne a 1,4 cm płynu to żadna ilość a już na pewno nie do ewakuacji. No dobrze. Ja tam się cieszę. Źle mi było z myślą, że tę noc spędzę w szpitalu. Jutro rano mam się pojawić na kardiologi to zrobią echo serca by ocenić, czy ta ilość się zmniejsza czy zwiększa. Myślę, że to pierwsze. Bo i wieczornych temperatur nie mam. I pieszo pokonuję coraz to większe dystanse z coraz to mniejszymi przerwami. I puls był dzisiaj nieco ponad 90.
No i ta pogoda:) Jest cudnie, prawda?
eee
OdpowiedzUsuńzimno jeszcze- ale ja czekam na 30 stopni! ma być- obiecali...i też długo zalegam w pościeli. łaj not?
Oj, to chyba do Australii nam trzeba;)
UsuńJesteś takà optymistką.Pełnął wiary i radości.
OdpowiedzUsuńTo cudowne,że nawet w tak trudnych chwilach potrafisz cieszyć się i uśmiechać.
Podziwiam a nawet trochę zazdroszczę.
Ja tak nie potrafię.
Pozdrawiam i uśmiecham się do ciebie.
Staram się, ale różnie z tym bywa... Pozdrawiam serdecznie.
UsuńA z tym zimnem to prawda.Ja rano szczękam zębami i myślę co z tym ogrzewaniem a mąż mówi jest za ciepło na kaloryfer ,ubierz skarpety.
OdpowiedzUsuńSkarpety oj ci faceci.Dobranoc
Oj, to mi się zdarza ostatnio spać w skarpetach i polarze. Plus pidżama rzecz jasna. A i tak szczękam zębami.
Usuń"Oj tam, oj tam" sardynkowe dziecko w kościele to nic takiego.... Tzn. wygląd Dziecka by mnie wyruszył... Raczej zapach sardynek :-P
OdpowiedzUsuńTo same dobre wiadomości medyczne! Brawo Kochana!! Byle tak dalej!!!
Pozdrawiam
Oj, zapach sardynkowego mixa z mydłem był naprawdę co najmniej intrygujący.
UsuńA te wiadomości... Niby tak. Ale tylko niby. Pozdrawiam!
Ryba w końcu jest symbolem chrześcijan - więc sardynka jak najbardziej na miejscu ;)))))))))))
OdpowiedzUsuń(aż mi się zachciało takich kanapeczek po lekturze).
I wiesz, Twój optymizm i mnie trochę podkarmił duchowo. Bo... dochodzi do mojego łba nie-skalanego-tłuszczykiem z puszki, że są istotniejsze zmartwienia na świecie, niż kryzys ekonomiczny itp.
No racja:)Kościół to naprawdę odpowiednie miejsce dla sardynek na głowie... ;) Wezmę to pod uwagę w najbliższą niedzielę :) Pozdrawiam!
UsuńZdarzyła mi się taka sytuacja,a było to ho ,ho 32 lata temu.Wtedy przeprowadzaliśmy się do nowego mieszkania i był grudzień.Córkę na czas przeprowadzki zabrała męża siostra i to ona była świadkiem jak zdjęła czapkę w delikatesach.A dziś czytałam Twój wpis ze śmiechem,bo o swojej sytuacji zapomniałam,no cóż starzeję się :).Radość że Twoje serducho bije dobrym tempem,cieszmy się.Po kroczku,po kroku,do przodu.A i dobrej kondycji gratuluję.Ściskam
OdpowiedzUsuńhehe;) Dodaje otuchy fakt, że nie tylko ja dziecku takie numery zapodaję :) Serce pika jak trza, więc jest się czym cieszyć:) I kondycja faktycznie lepsiejsza:) Pozdrawiam!
UsuńNo, ale sie usmialam z Panie Janie :)))
OdpowiedzUsuńPrzypomnialo mi to, jak kiedys w czasie Bardzo Uroczystej mszy swietej, w czasie ktorej ja spiewalam w chorze, moja dwojka, wtedy chyba 8 i 6 lat, podeszla pod oltarz i z jakiegos nieznanego nam w ogole powodu wzieli sie za rece i zaczeli tanczyc! Brat obracal siostra, jak na dyskotece. Nikt sie nie oburzyl ( kosciol byl za granica). I dodam, ze dzieci co niedziele od urodzenia z nami chodza do kosciola.
:) W sumie w kościele trzeba się radować. Kasia też chodzi i nie narzeka - w końcu tam ma największą publikę :)
UsuńMoże spróbuj napisać bądź zadzwonić do tej pani http://zmiany-2012.blogspot.com/ Dużo dobrego o niej słyszałam;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSłucham właśnie audycji z nią. Może mnie przekona. Ale prawdę powiedziawszy wolę nie wchodzić w relacje z jasnowidzami, bioenergoterapeutami. Nie wiem, ale to dla mnie są jakieś tajemne moce z którymi lepiej nie zaczynać. Pozdrawiam.
Usuńprzeczytałam i natychmiast pobiegłam po puszkę sardynek. mam nadzieję, że trafię nimi do ust ;-)
OdpowiedzUsuńDorota
No mam nadzieję Dorotko że się udało:) I że nikt się pod nogami nie plątał w kluczowym momencie otwarcia puszki:) Pozdrawiam!
Usuńtaa :-)
OdpowiedzUsuńwciągnęłam łakomie, zerkając jednym okiem na klawiaturę, żeby nie pokapać, a drugim na Twoje pisanie :-)
trzymaj się słonecznie :-)
D.
ps. lewatywy są ok, kiedyś robiłam sobie cyklicznie głodówki, po których miałam rewelacyjne wyniki badań, wtedy też były zalecane lewatywy - jak sobie przypomnę ich bezpośredni rezultat, to mi słabo ;-(