niedziela, 9 września 2012

Niedzielny "lajcik".

Powinnam być spakowana ale odkładam ten moment w nieskończoność wymyślając coraz to nowe zajęcia. W ciągu ostatnich paru godzin szukaliśmy grzybów w lesie,  pałaszowałam pyszną szarlotkę u rodzinki, zrobiłam trochę buraczanego soku, wykąpałam Kasię, wysprzątałam kuchnię i ogarnęłam resztę mieszkania, zajrzałam do zaprzyjaźnionych blogów, przejrzałam demoty i inne strony które regularnie "nawiedzam" aż w końcu stwierdziłam, że napiszę jeszcze choć krótki post i ... dopiero się wezmę za to co nieuniknione.

Kaśka do niedawna nie wymawiała "k" a teraz zamiast samochodem to jedzie "kajokodem"...  Więc kajokodem wybraliśmy się dziś do lasu na kompletnie bezowocne "łowy". Michał bidulek wstyd przyznać, ale nawet nie wychylił głowy z samochodu tylko w nim próbował nadrobić zaległości "senne". Nie wyszło mu to, bo szybko byłyśmy gotowe do powrotu. Babcia  znalazła dwie kurki i chyba zeszłorocznego kozaka, bo nie prezentował się najlepiej. Ja nic, zero, nul... A marzyły mi się przesmażone na masełku grzybki z cebulką... Mniam. Jutro już pewnie żadnych marzeń kulinarnych mieć nie będę a jedyne marzenie to będzie wyjść z kolejnej chemii cało i zwycięsko w starciu z nieprzyjacielem. Brrr.

A w sobotę był "dzień wyborów". Wybrać trzeba było wreszcie kolor zabudowy kuchennej (oj, będzie soczyście i radośnie), płytki do łazienki, kolor farb na ściany, gres na podłogę. No i niby poszło w miarę sprawnie, ale i tak chyba powinnam żyć w czasach PRL, kiedy to meblościanka była zakupem oczywistym, płytki jak były to zapewne w kolorze białym a i całej reszty wybór był pewnie żaden, tylko co się skombinowało to było dobre bo jedyne... A ktoś z Was mógłby się podzielić jakimiś refleksjami z tego okresu? Chodzi mi właśnie o tego typu zakupy, niekończące się kolejki i meblowanie w tamtych czasach mieszkania z przydziału na które się czekało latami, ale było . I nie na kredyt.

Lubię niedziele. To ostatnio jedyny dzień, kiedy widuję męża przez więcej niż godzinę dziennie. I Kasia też ma okazję się nim nacieszyć. Chociaż dzisiaj zapytana czy chciałaby zamienić tatusia na innego odpowiedziała, że ... tak! Mamusię zresztą też :(  Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że nie do końca dotarło do niej pytanie...

No dobra. Biorę się za to co nieuniknione - za szykowanie "szpitalnej torby". Oj, jak ja nie lubię poniedziałków. Tzn. "takich poniedziałków". Czołem!

No a skoro tytuł postu jest taki a nie inny to kto ma ochotę niech posłucha starego dobrego Golden Life. To był kawałek :) I beztroskie czasy.


11 komentarzy:

  1. Kto miał mieszkanie to miał- nie wszyscy i dlaczego było ich więcej niż dzisiaj to proste: łatwo pozyskiwano działki, odbierając je właścicielom tak jak choćby nam- za grosze i wbrew naszej woli. Budowano za pieniądze innych tzw. wkłady itd.
    Czołem. Trzymaj się- kiedy wrócisz ze szpitala może będzie więcej grzybów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, jeszcze deszcz zrobi swoje i znów można ruszać na poszukiwania ;).

      Usuń
  2. Moi rodzice w tamtych czasach, załatwiali meblościankę przez Krewnych i Znajomych Królika, oczywiście ponosząc dodatkowe koszty i co wymaga szczególnego podkreślenia - nie widząc na oczy owego mebla, czyli kupując kota w worku. Paskudny kot z worka ma jedną zaletę - trzyma się do dziś. Podejrzewam, że współczesne przeciętne meble - nie dotrwają w całości tylu lat. I dobrze, że się trzyma, bo gdy brak kasy to i zmysł estetyczny przytępiony ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, właśnie to kupowanie kota w worku... A i tak meblościanki były pewnie niemal takie same :) I niech się trzyma i niech służy niczym blok z płyty :) na przekór prognozom budowlańców :)

      Usuń
  3. mieszkanie zawdzięczamy świętej papięci babci ale niestety go nie mamy a reszte zrobił tata lecz na własne życzenie stracił

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, miśku. Na głupotę nic nie poradzimy. Buziak.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. może i urządzanie to nie jest Twój konik, ale czy nie czujesz zadowolenia z Waszego dzieła? To tylko Wasz kawałek świata..
    Ja lubiłam urządzanie, niestety wtedy nie miałam na to czasu i wiele rozwiązań nabytych pod wpływem emocji jest teraz moją udręką.
    No właśnie- nie ma grzybów!
    czekam na powrót

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, przyznaję, Jakieś zadowolenie z urządzania jest, ale chyba strach o efekt końcowy większy ;)
      Grzyby po tym deszczu już muszą się pojawić, więc wkrótce ich zacznę szukać na nowo. Tylko niech mnie najdzie jakiś smak na nie. Nie wiem co będzie pierwsze czy grzyby czy smak...

      Usuń
  6. Moja top lista:
    Stavento: http://www.youtube.com/watch?v=9-__dnPWgU4
    Xatzigianni: http://www.youtube.com/watch?v=FLMmvZNHRAE
    Nino: http://www.youtube.com/watch?v=GCvwJSwf9bI&feature=related
    Despina Vandi: http://www.youtube.com/watch?v=UNSh2zaWM9M&feature=related
    Hicior Katerinio z lat mlodosci Ilias: http://www.youtube.com/watch?v=rp6CaGgzHEY
    I cos dla Twojej Kateriny: http://www.youtube.com/watch?v=GBnCY-1_dt4

    Na razie to wszystko. Jak bede miala jakies nowosci to bede sukcesyjnie podrzucac.
    Jesli bedziesz chciala obejrzec grecki film to powiedz, z tym jestem bardziej obeznana. Nawet sa takie co to nie trzeba znac jezyka ;-P Znalezc je mozna w necie wiec nie ma problemu :-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dzięki. Ten grecki film to tak na razie niekoniecznie. No, Jazz, zwłaszcza ten bezjęzykowy. Co ty chcesz mi pornola podrzucać?!! ;) Buziaki!

      Usuń