Trochę odpoczynku od neta jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Łatwo jest się uzależnić od zalewu informacji wszelakiej ale w moim przypadku łatwo też się i ... odzwyczaić.
U rodziców kompa nie ujrzysz, a mi laptopa też tachać się zbytnio nie chciało. Zresztą teraz niewielkich rozmiarów torba po paru minutach przeistacza się w wielką i niewyobrażalnie ciężką walizę w dodatku bez kółek ;). Nie wiem, czy to tak ma być i czy to normalne. Nie wnikam. Bynajmniej na czas leczenia bo później pewnie zacznie mnie to mocniej niepokoić. No i póki co wyraźnie zwolniłam. Dosłownie - by się nie zasapać i w przenośni, bo chyba nigdzie w tym momencie mi się już nie spieszy. Nawet jeżeli chodzi o powrót do zdrowia to przestaję powoli liczyć na cud i nie obiecuję nie przyspieszać na siłę. Modlitwy o uzdrowienia może i owszem ale chyba jeszcze nie "dorobiłam się" aż takiej wiary a ta jest moim zdaniem niezbędna. A tak między nami to chyba większą siłę ma modlitwa "czyjaś w naszej
intencji" niż "nasza za nas". Więc ja teraz bardziej i częściej modlę
się o innych niż o siebie. Ja mam za co dziękować, a nie prosić... Więc może umówmy się z tego miejsca - wy módlcie się za mnie, ja za Was a obie strony na tym z pewnością skorzystają :)
17go tomografia. Może miło się zaskoczę. W końcu w przerwach od chemii opycham się pestkami z moreli, magicznymi sokami z aronii, przeróżnymi witaminami no i staram się patrzeć na to co jem. Chociaż w sumie stwierdzenie "staram się" jest tu jak najbardziej odpowiednie...Ale właściwie co do tej tomografii to mam jakieś mieszane uczucia. Może to dobrze, bo na poprzednich był full optymizm...
Wreszcie "pogadałam" nieco z Adamem. Chociaż ciężko gadać przez łzy z zimną płytą. Kiedyś jego przygody, opowiadania, liczne pomysły na życie mnie irytowały a dziś wiele bym dała, by go móc na spokojnie wysłuchać i mocno przytulić. Niektórzy dani są nam tylko na chwilę a cała sztuka żyć tak, jakby to każdy był nam zesłany tylko na krótką chwilę. Do niedawna moi rodzice mnie irytowali i doprowadzali do szału. Dziś ich "dziwne" rozmowy raczej mnie bawią i nie wywołują większych emocji. Śmiać mi się tylko chce z ich komicznych "kłótni" w trakcie których nakręcają się nawzajem, bo wiem, że są niegroźne. Są nielogiczni, nieedukacyjni i chwilami niemożliwi, ale kocham ich i tak. Są moimi rodzicami. Innych nie mam i mieć nie będę. U nich też remont, tyle, że łazienki. O ileż łatwiej się komuś doradza w wyborze płytek... A u nas jeszcze ich ostatecznie nie wybrałam. Jak już wydaje mi się, że "to jest to" to po jakimś czasie wpada inny pomysł całkowicie różniący się od poprzedniego. W sumie to są tylko płytki które i tak za chwilę mili panowie ze spółdzielni mogą rozwalać przy okazji wymiany pionów w łazienkach. Hm, chyba kumpel miał nie głupi pomysł sugerując byśmy je ubezpieczyli na jakąś okrągłą sumkę, he he. Tyle, że ubezpieczenie na okrągłą sumkę też swoje kosztuje :(.
Z jednej infekcji jakoś się wyplątałam, po powrocie przyszła kolejna ale już chyba mniej groźna. A przez swoje gapiostwo chyba coraz więcej ludzi się dowiaduje, że coś u mnie jest nie tak ze zdrowiem. Ostatnio zadzwonił właściciel mieszkania a że mieszkamy na parterze to nawet nie miałam czasu zrobić szybkiego wiązania na glacy. Dziś rano też - pukanie do drzwi. Otworzyłam spodziewając się teściowej a dopiero po fakcie dotarło do mnie, że teściowa przecież nie wie co znaczy "pukać do drzwi". Sąsiadka widząc mnie nieco się zmieszała, przeprosiła i podała kopertę która omyłkowo znalazła się u niej w skrzynce. Mnie jej mina jak i właściciela mieszkania nie zmieszała. Pozostaje mieć nadzieję, że nas nie wyrzucą wcześniej za moje "skinheadowskie upodobania" ;)
Kończę proponując do posłuchania tym razem Soundgarden. Miłego...
Oglądałam ostatnio film dokumentalny o nowej medycynie germańskiej, link na blogu "Rak jest uleczalny". Koniecznie obejrzyj. Ta medycyna wydaje mi się wiarygodna patrząc na Twój przypadek, jak oglądałam ten film to od razu przypomniałaś mi się Ty i Twój brat.
OdpowiedzUsuńTylko nie trać wiary w to ze wyzdrowiejesz:( Jeśli straciłaś wiarę w leczenie, które Ci fundują to może lepiej je zmienić? Przeczytaj też książkę, którą Ci podesłałam w poprzednim poście.
Cieszę się z tych pestek ;) Do tego dołożyłabym jeszcze lewatywy żeby szybciej i bezpieczniej pozbyc się toksyn (czytałam, ze to bardzo ważne zeby nie doszło do samozatrucia organizmu własnymi toksynami).
Będę trzymac za Ciebie kciuki!
Ojej, jak ognia staram się unikać myśli o lewatywach chociaż wiem, że są skuteczne jeżeli chodzi o detoks. Jak mogę, to staram się dużo pić i mam nadzieję, że to wystarczy. Wiary nie tracę i nie zamierzam. A film zaraz obejrzę. Dzięki.
UsuńOdczuwam,iż jest Ci ciężko i wierzyć i mieć nadzieję...hm i jak Ci pomóc?Nie trać nadziei,nie przestawaj wierzyć.Twoja choroba nie może być silniejsza od Ciebie,bo Ty musisz ukręcić te szczypce.Musisz być silniejsza od tego drania.Masz siłę i dasz radę,bo masz dla kogo.Nie trać wiary ona czyni cuda.Dbaj o siebie i unikaj infekcji.Pokaż jak bardzo jesteś twarda i nie pozwolisz sobą zawładnąć,bo też masz coś do powiedzenia.Będę wspierała Cię modlitwą.
OdpowiedzUsuńO, za modlitwę dziękuję. I konkretne jak zwykle słowo. Może się tak z pozoru wydawać, że tracę nadzieję czy wiarę, ale tak nie jest. Bo mam jeszcze marzenia :). I wielkie chęci na ... życie :) Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuń