Wszystko przebiegło prawie planowo - w pon przyjęcie, dzisiaj wypis. Wypis już mam, tyle że jeszcze tu się poobijam do jakiejś 15ej co najmniej.
No właśnie. Taka to polityka. Pierwszego dnia nic nie dostaję i mogę szaleć - zwiedzać stolicę, odwiedzać znajomych w niej mieszkających, robić zakupy...Oczywiście jak przychodzi co do czego to kończy się to tylko obiadem i zakupami w pobliskim realu. Potem jeszcze ewentualny wyskok na lody do pobliskiego sklepiku, bo jedynie tam jest jakiś wybór. Drugiego dnia od południa jakiś nieduży wlew plus płukanka. No i ta dobowa zbiórka moczu - swoją drogą średnio przyjemnie sikać do takiego słoja, zwłaszcza, jak się on powoli zapełnia... No i najgorszy ten trzeci dzień, kiedy już są wyniki z moczu i odpalamy pompę na 24h. Przed nią jeszcze ze dwa worki nie najmniejszej wielkości jakiś innych ziuwaxów. No i dzień czwarty - to co ma zejść przez pompę jeszcze będzie sobie długo schodzić, a potem woreczek vepezitu na bye bye.
Ja to w ogóle mam jakiegoś pecha z tą pompą. Ostatnio, co była cichutka to i tak przeszkadzała na tyle mocno sąsiadce że w nocy robiła podchody by ją wyłączyć, a jak to nie doszło do skutków do wołała pielęgniarki by coś z tym zrobili. Pierwszego dnia spotkałam tę panią na korytarzu, powiedziałam grzecznie "dzień dobry" - bez odpowiedzi. Leży na sali obok. Na szczęście. Chociaż sama nie wiem, bo dzisiejszej nocy gdzieś o 3ej ktoś odłączył mi zasilanie...I tak na 3 godziny kiedy to kapnęłam się dopiero przy mierzeniu temperatury. Nie podejrzewam o to nikogo z sali, ale mam niejasne przeczucie, że to mogła być właśnie ta pani z sali obok... Może już wpadam w paranoję, ale sama w akcie desperacji i lunatyzmu, którego zresztą nie mam tego nie odłączyłam. Ani żadna z pielęgniarek. No a pompa tym razem faktycznie się trafiła, że szkoda gadać. Poobklejana jakimiś komunikatami dla pielęgniarek typu "piszczy, z powodu niby niskiego poziomu baterii, ale działa. Pompa była zgłaszana do przełożonej i ona o tym wie". Kabel do niej ma z 15 metrów chyba z uwagi na tą niby źle działającą baterię. Więc się człowiek pląta w tych sznurach i wśród akompaniamentów pisków rusza na podbój kibelka. Ale, żeby tylko takie problemy miał człowiek w życiu :)...
A tym razem miałam przyjemność leżeć na sali w naprawdę doborowym towarzystwie, nie umniejszając przy tym poprzednim bo przecież przeważnie nie narzekałam. Leżałam teraz między innymi z Sybillą. Młoda, bardzo interesująca dziewczyna z całą masą zainteresowań i przeogromną wiedzą niemal w każdym temacie. Były tego i małe minusy - mianowicie buzia jej się nie zamykała. No ale w czasie tych paru dni dowiedziałam się naprawdę wielu ciekawych rzeczy. I co za niesamowity charakter. A tak dla ciekawości to miała ona teraz aferezy. Nie uwierzycie, ale pierwszego dnia uzbierała coś koło ... 700 mln komórek a drugiego 400. Łącznie ponad miliard, czyli jak to panie pielęgniarki powiedziały, to będzie tego dla połowy wojska... Przypomnę w tym miejscu skromnie mój "rekord" który po czterech dniach zbiórki wyniósł całe ... 88 mln. Wow ;). No nic, bywa i tak. Pewnie szybko się teraz nie spotkamy, bo ona "ląduje" na jednodniowych wlewach, jak ja na początku "tej przygody". Druga kobitka - ponowne z nią spotkanie to emerytowana właścicielka niedużego baru. Jej telefon rozgrzany do czerwoności a ona wydawała co chwila jakieś dyspozycje nie do końca pojętnym pracownikom. I tak od rana do wieczora. Ale widać, że to kocha i tym żyje. To jej pasja, jej świat. W między czasie Sybilla opracowała jej całą strategię marketingową i wydaje się że całkiem skuteczny plan promocyjny knajpki. Hm, sama jestem ciekawa, ale myślę, że to ma sens :)
A jak się czuję? Sama nie wiem. Mam nadzieję, że sprawdzi się reguła że co drugi wlew jest dla mnie w miarę pomyślny. Bo ostatni taki nie był. Na razie jakieś sporadyczne wymioty i ten dziwny zapach skóry który zaczyna mi przeszkadzać.
W pon tomografia a dziś dostałam telefon od znajomej mniej więcej na tym samym etapie leczenia. Jest tuż po badaniu i w jej przypadku ICE nie spisał się jakoś wybitnie. Niby ciut lepiej. Ale ciut. Ehś, dla takich ciut zmian to czy warto się tak truć? NO ale próbować przecież trzeba. Bo a nuż zadziała jak powinno. Ciekawa jestem jak to działa w moim przypadku. Na razie wyłączam o tym myślenie. Do poniedziałku. Przynajmniej się postaram. A dzisiaj wyściskam Katerinaki, męża, no dobra, teściową też. W końcu na to zasługuje... Buziaki.
No a może coś tak muzycznie. Obejrzałam ostatnio tutaj "Igrzyska śmierci" z mieszanymi uczuciami, ale takie ostatnie to jednak nie były. Z czystym sumieniem mogę za to polecić piosenkę z tego filmu. Chcecie, to słuchajcie:)
o ja wczoraj obejrzałam Igrzyska...stwierdzam, że trzeba mieć w głowie, żeby takie coś wymyślić. Ale charakteryzacja postaci bezbłędna. Wzbudzali we mnie chyba oczekiwaną odrazę ;)
OdpowiedzUsuńIgrzyska głodu... Faktycznie, na co to ludzie nie wpadną. Ale film mimo, że długi to jakoś trzyma w napięciu. A charakteryzacja sponsorów genialna.
Usuńnie ma jak pompa...to chyba rodowiczka śpiewała? ale na kobietę od pompy bym uważała..
OdpowiedzUsuństrategia marketingowa opracowana na sali szpitalnej- boskie- niech sie korporacje zastanowią gdzie ludzi rekrutują:)
No, teraz będę ją miała na oku. Albo lepiej, będę mocno trzymała za nią kciuki, by jej się na tyle poprawiło ze zdrowiem, by nie musiała tyle gościć w tym szpitalu. No, a promocje wymyślone genialnie. P. Danusia, właścicielka knajpki wydawała być się zadowolona i oby zadziałało ;)
Usuńjak ty to wszystko umiesz pieknie napisac!
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam, z tą weną to ostatnio mam coś pod górkę. Tylko ciii ;)
UsuńTak, pieknie.
OdpowiedzUsuńMnie zauroczyła strategia promocyjna knajpki. Niebywale twórcze kobiety.
Trzymaj się.
Pozdrowienia dla sąsiadek z sali.
Tia, nie ma chwili na obijanie. Po co leżeć bezczynnie, jak można opracować parę szczegółów ;)
Usuń:)śmiesznie czyta się o ludziach,których się poznało i ich zachowaniach widzianych oczami innej osoby.Tę pompę przerabiałam na ostatnim wlewie,dobrze współpracowała.
OdpowiedzUsuńDla ciut lepiej warto się męczyć,ostatnio usłyszałam,żebym się cieszyła bo niektórzy tylko marzą o tym ciut lepiej.No to się cieszę i serdecznie pozdrawiam :)
Cholender, tam wszyscy się znają :) Chyba muszę ocenzurowywać imiona szpitalnych bohaterek ;)
UsuńNo tak, ciut lepiej to nie ciut gorzej, chociaż czasami zdarza się, że gubię te subtelne różnice... Pozdrawiam również!