Ogółem jak pod koniec dnia sprawdzałam, to w rejestracji było tego dnia tylko niewiele ponad 600 pacjentów, co jest naprawdę ewenementem. Najwięcej czekałam do lekarza, coś około 2 h no i na chemię ponad godzinkę. To tyle statystyk...
O dziwo dostałam komplet, więc było dobrze. Tzn, z jednej strony dobrze, bo tak wyglądać ma prawidłowe leczenie, a z drugiej zaraz pomyślałam, że z kompletem będzie się wiązać gorsze samopoczucie no i oczywiście dłuższy pobyt w CO... (wiem, dziwna jestem).
Wczoraj w sali po skosie leżała na chemii dziewczyna w ciąży. Była na tyle słaba, że mąż przywiózł ją na wózku. Zaraz zasnęła. Kurcze, człowiek rozczula się nad sobą, nad swoją sytuacją, a co mają powiedzieć Ci ludzie. Współczuję tej kobitce i mężowi. Jak będąc w ciąży miałam wziąć zwykłą nospę to dziesięć razy to rozważałam i przeważnie kończyło się na rezygnacji z tabletki, a tutaj łykaj truciznę, by uratować siebie i jeszcze martw się o dziecko, by wszystko dobrze się skończyło. Nie wyobrażam sobie. Teoretycznie ciężarna może przyjmować chemię od 14tc i wg. ostatnich badań chemioterapia nie wpływa na rozwój dziecka w późniejszych latach, pod warunkiem, że nie jest wcześniakiem. Jednak mimo wszystko jest się o co, o kogo bać. Pamiętam, jak wkrótce po diagnozie odwiedziłam w pracy swoją szefową. Akurat niewiele wcześniej na zwolnienie wybrała się koleżanka z pracy - powód ciąża zagrożona. Szefowa powiedziała wtedy - widzisz, obie macie wbrew pozorom wiele ze sobą wspólnego. Tylko, że ona powinna praktycznie przez 9 miesięcy leżeć w łóżku. Ty nie musisz, ale tak jak ona musisz o siebie dbać, mniej więcej przez porównywalny okres czasu. Ja na to "tak, zgadza się, ale porównaj teraz cel naszych starań", na co ona zdziwiona "Ewa, przecież cel macie jeden - życie, czyż nie?". No tak. Mądra z niej kobieta. Jednak wolałabym martwić się teraz o wydanie kolejnego życia niż o ratowanie swojego, ale cóż, nie ja o tym decyduję... Też wczorajszą chemię praktycznie przespałam, tak jest lepiej. Nie myśleć, tylko obudzić się już po wszystkim. O dziwo, samopoczucie nie jest najgorsze. Trochę bolał mnie wczoraj brzuch, senność, chęć wymiotów. Dziś zostają dwa ostanie objawy. Zastanawiam się nad powrotem do pracy od marca, choć teoretycznie przysługują mi jeszcze prawie dwa miesiąca zwolnienia. Wszystko zależy od pogody i rozmowy z szefową. Lekarz nie widzi przeciwwskazań. Oj, właśnie. Trochę się wkurzyłam, jak zapytałam lekarza o możliwość zmniejszenia kursów z chemią. No bo w końcu wyniki są obiecująco dobre. Lekarz powiedział nawet, że te guzki to niewykluczone, że to są teraz tylko zwłóknienia nie do usunięcia i że to może już nie być "TO". Jednak powiedział też, że na tyle choróbska co miałam na początku i na takiego olbrzyma jakiego w sobie wyhodowałam (jak na moje warunki jaszczur 8cmx 5cm jest olbrzymem) to on nie przychyli się do mojej prośby i będzie mnie nakłaniał do dokończenia ustalonego na początku leczenia. Aj, wiem, że u niektórych skracają chemię, wtedy kiedy wydaje się to być już zbyteczne. Nawet brak jednej chemii wiele by dla mnie znaczył, ale nie ja tu dowodzę i nie chcę, żeby potem było coś na mnie... No nic, jestem właśnie na półmetku. Jeszcze sześć wlewów...
Dziś nasze dziecię zostało przez tatę obdarowane sankami, więc tata ma jutro wieczór zaplanowany :). Ostatnie dwie nocki Kasia spędziła u babci, tak było lepiej i dla niej i dla mnie. Dziś wreszcie w swoim łóżeczku.
Tłusty czwartek. Nie poszalałam w tym roku. Ale że teściowa zrobiła takie pyszne pączki to zjadłam nawet ze dwa i przez cały dzień niewiele ponad to. Nie mam apetytu. Najważniejsze to tytułowe do 10ciu odlicz... Chodzi o to, że przez 5 do 8 dni należy po chemii wmuszać w siebie minimum 2 litry płynów, co nie jest łatwe. Zostały mi do wypicia na dziś jeszcze 4 szklanki, ehś. I jakieś antywirusowe i przeciwgrzybiczne leki. Jutro zastrzyk. I byle do przodu.
Na dobranoc jeden z lepszych duetów polskiego rocka dla chętnych. Dobrej nocki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz