Zapusty :) Dawniej to chyba jakoś ludzie to wszystko bardziej celebrowali, zapusty były zapustami, post był postem. Jak zabawa, to na całego, w większej grupie, jak pościć, to twardo, przez równiusieńkie 40 dni... Przynajmniej na wsiach czy w małych miasteczkach. Zresztą, jak tak czasami pociągnę teściową za język to chętnie wspomina stare dobre czasy, które są tak różne od obecnych. Prawdopodobnie pokolenie Kasi za "naście" lat w ogóle o zapustach nie będzie miało szansy słyszeć, ale może się mylę. Dziś mi Kaśka na całe gardło krzyczała "mięsa, mięsa dać" i tłumacz tu człowieku takiej, że post, że nie można... , zwłaszcza, że wypakowywała zakupy i trzymała w ręce konkretny kurzy cycek...:) Ehś, czuję, że ciężko będzie mi wprowadzać do naszego menu choćby jakieś elementy diety wegetariańskiej, co mi od dłuższego czasu chodzi po głowie. A tak a propos to trudno mi sobie teraz wyobrazić Michała z długimi włosami, wegetarianina i do tego słuchającego ostrego rocka i metalu, ale tak było... Ten kto zna go teraz wie o czym mówię :) Co prawda sentyment do muzy pozostał, ale cała reszta wymarła (no, może oprócz zamiłowania do zwierząt, ale ... na talerzu :P ).
No, ale wracając do wątku, teściowa nas zaprosiła na wieczór, bo Michał miał po pracy imprezę z ludźmi z firmy (nadarzyła się ku temu jeszcze jakaś okazja) i na noc nie miał jak do nas wrócić. Myślałam, że tego wieczoru będę miała przez to więcej czasu dla siebie, ale skąd tam...
Jak na przekór, wyjątkowo ciężko mi się ją usypiało. W ciągu godziny potrafiła się przebudzić czterokrotnie. Zastanawiałam się, czy na noc nie wziąć jej do siebie do łóżka, ale konsekwencja przede wszystkim ;), idąc radami krajowej super niani... Oczywiście dziecko nie ma takich dylematów i na bezczela w środku nocy, bez zbędnych pytań wstało, wzięło swoje picie i rybkę rzecz jasna i bez pardonu zmieniło miejsce spania. Bez słowa, bez pytania. Po prostu. I jak tu jej odmówić. Powiedziałam tylko, że to wyjątkowo, bo nie ma dziś tatusia, od jutra Kasia śpi w swoim ślicznym, czerwonym łóżeczku. Powiedziała jedynie "tak" i zasnęła.
Dziś wybrałam się z nią na bilans do przychodni. Bardzo zależało mi na tym, żeby tylko na wstępie nie zaczęła koncertować, dlatego cały dzień poświęciłam jej wczoraj na tłumaczeniu, jak będzie wyglądała taka wizyta i pokazywaniu krok po kroku co pani dr będzie jej robić.
Kiwała ze zrozumieniem głową, zapewniała, że płakać nie będzie a ja jej uwierzyłam. Niestety, czekając na swoją kolej miała możliwość osłuchania się z dziećmi, które przyszły na szczepienia. Każde podczas pobytu za tajemniczymi drzwiami gabinetu pokazało jak bardzo głośno jest w stanie krzyczeć z bólu i strachu. Kaśka bladła z minuty na minutę. Tłumaczyłam, że tamte miały zastrzyk, którego Kasia mieć nie będzie jednak jak już wypadła jej kolej to pokazała, że w płaczu nikt jej nie pobije :/ (tylko jej ryba jakoś się dzielnie trzymała). Jakoś tam większość badania przez łzy przeszła, ale ciśnienia to już z takim darciuchem nie dało się zbadać, więc do powtórki. Cóż. Podobno ja też tak reagowałam na sam widok lekarza. Oby więc jak najmniej ich musiała oglądać czego i jej i sobie życzę.
A, jest wynik z tej cytologii. Grupa III, więc niefajnie, bo jeszcze takiej nie miałam, ale mam nadzieję, że to nic takiego. Opis badania coś dla mnie mało zrozumiały, pewnie będzie konieczne badanie dodatkowe lub uzupełniające i z tej racji jutro na chwilę zawitam w stolicy.
A poza tym to jest super, bo kości mnie przestają boleć! :) Bajecznie:) Jak to można docenić normalność po chwilowych odchyleniach od normy :). No i Michał dotarł do domu (swoją drogą jestem ciekawa czy zatęsknił bardziej za swoją rodziną czy za CS-em, bo czasami mam z tym dylemat ...)
Pamiętacie jeszcze Soykę?? Cisza taka i nie wiem co on porabia, ale fajnie mu wychodziło w tej branży, oto dowód. Wsłuchajcie się w słowa, one tu są istotne (zresztą teledysku do tego nie znalazłam :P ) Dobrej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz