czwartek, 13 września 2012

Pocieszna pompa. Again.


Wszystko przebiegło prawie planowo - w pon przyjęcie, dzisiaj wypis. Wypis już mam, tyle że jeszcze tu się poobijam do jakiejś 15ej co najmniej.


No właśnie. Taka to polityka. Pierwszego dnia nic nie dostaję i mogę szaleć - zwiedzać stolicę, odwiedzać znajomych w niej mieszkających, robić zakupy...Oczywiście jak przychodzi co do czego to kończy się to tylko obiadem i zakupami w pobliskim realu. Potem jeszcze ewentualny wyskok na lody do pobliskiego sklepiku, bo jedynie tam jest jakiś wybór.  Drugiego dnia od południa jakiś nieduży wlew plus płukanka. No i ta dobowa zbiórka moczu - swoją drogą średnio przyjemnie sikać do takiego słoja, zwłaszcza, jak się on powoli zapełnia... No i najgorszy ten trzeci dzień, kiedy już są wyniki z moczu i odpalamy pompę na 24h. Przed nią jeszcze ze dwa worki nie najmniejszej wielkości jakiś innych ziuwaxów. No i dzień czwarty - to co ma zejść przez pompę jeszcze będzie sobie długo schodzić, a potem woreczek vepezitu na bye bye.
Ja to w ogóle mam jakiegoś pecha z tą pompą. Ostatnio, co była cichutka to i tak przeszkadzała na tyle mocno sąsiadce że w nocy robiła podchody by ją wyłączyć, a jak to nie doszło do skutków do wołała pielęgniarki by coś z tym zrobili. Pierwszego dnia spotkałam tę panią na korytarzu, powiedziałam grzecznie "dzień dobry" - bez odpowiedzi. Leży na sali obok. Na szczęście. Chociaż sama nie wiem, bo dzisiejszej nocy gdzieś o 3ej ktoś odłączył mi  zasilanie...I tak na 3 godziny kiedy to kapnęłam się dopiero przy mierzeniu temperatury.  Nie podejrzewam o to nikogo z sali, ale mam niejasne przeczucie, że to mogła być właśnie ta pani z sali obok... Może już wpadam w paranoję, ale sama w akcie desperacji i lunatyzmu, którego zresztą nie mam tego nie odłączyłam. Ani żadna z pielęgniarek. No a pompa tym razem faktycznie się trafiła, że szkoda gadać. Poobklejana jakimiś komunikatami dla pielęgniarek typu "piszczy, z powodu niby niskiego poziomu baterii, ale działa. Pompa była zgłaszana do przełożonej i ona o tym wie". Kabel do niej ma z 15 metrów chyba z uwagi na tą niby źle działającą baterię. Więc się człowiek pląta w tych sznurach i wśród akompaniamentów pisków rusza na podbój kibelka. Ale, żeby tylko takie problemy miał człowiek w życiu :)...
A tym razem miałam przyjemność leżeć na sali w naprawdę doborowym towarzystwie, nie umniejszając przy tym poprzednim bo przecież przeważnie nie narzekałam. Leżałam teraz między innymi z Sybillą. Młoda, bardzo interesująca dziewczyna z całą masą zainteresowań i przeogromną wiedzą niemal w każdym temacie. Były tego i małe minusy - mianowicie buzia jej się nie zamykała. No ale w czasie tych paru dni dowiedziałam się naprawdę wielu ciekawych rzeczy. I co za niesamowity charakter. A tak dla ciekawości to miała ona teraz aferezy. Nie uwierzycie, ale pierwszego dnia uzbierała coś koło ... 700 mln komórek a drugiego 400. Łącznie ponad miliard, czyli jak to panie pielęgniarki powiedziały, to będzie tego dla połowy wojska... Przypomnę w tym miejscu skromnie mój "rekord" który po czterech dniach zbiórki wyniósł całe ... 88 mln. Wow ;). No nic, bywa i tak.  Pewnie szybko się teraz nie spotkamy, bo ona "ląduje" na jednodniowych wlewach, jak ja na początku "tej przygody". Druga kobitka - ponowne z nią spotkanie to emerytowana właścicielka niedużego baru. Jej telefon rozgrzany do czerwoności a ona wydawała co chwila jakieś dyspozycje nie do końca pojętnym pracownikom. I tak od rana do wieczora. Ale widać, że to kocha i tym żyje. To jej pasja, jej świat. W między czasie Sybilla opracowała jej całą strategię marketingową i wydaje się że całkiem skuteczny plan promocyjny knajpki. Hm, sama jestem ciekawa, ale myślę, że to ma sens :)

A jak się czuję? Sama nie wiem. Mam nadzieję, że sprawdzi się reguła że co drugi wlew jest dla mnie w miarę pomyślny. Bo ostatni taki nie był. Na razie jakieś sporadyczne wymioty i ten dziwny zapach skóry który zaczyna mi przeszkadzać.
W pon tomografia a dziś dostałam telefon od znajomej mniej więcej na tym samym etapie leczenia. Jest tuż po badaniu i w jej przypadku ICE nie spisał się jakoś wybitnie. Niby ciut lepiej. Ale ciut. Ehś, dla takich ciut zmian to czy warto się tak truć? NO ale próbować przecież trzeba. Bo a nuż zadziała jak powinno. Ciekawa jestem jak to działa w moim przypadku. Na razie wyłączam o tym myślenie. Do poniedziałku. Przynajmniej się postaram. A dzisiaj wyściskam Katerinaki, męża, no dobra, teściową też. W końcu na to zasługuje... Buziaki.


No a może coś tak muzycznie. Obejrzałam ostatnio tutaj "Igrzyska śmierci" z mieszanymi uczuciami, ale takie ostatnie to jednak nie były. Z czystym sumieniem mogę za to polecić piosenkę z tego filmu. Chcecie, to słuchajcie:)


10 komentarzy:

  1. o ja wczoraj obejrzałam Igrzyska...stwierdzam, że trzeba mieć w głowie, żeby takie coś wymyślić. Ale charakteryzacja postaci bezbłędna. Wzbudzali we mnie chyba oczekiwaną odrazę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Igrzyska głodu... Faktycznie, na co to ludzie nie wpadną. Ale film mimo, że długi to jakoś trzyma w napięciu. A charakteryzacja sponsorów genialna.

      Usuń
  2. nie ma jak pompa...to chyba rodowiczka śpiewała? ale na kobietę od pompy bym uważała..
    strategia marketingowa opracowana na sali szpitalnej- boskie- niech sie korporacje zastanowią gdzie ludzi rekrutują:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, teraz będę ją miała na oku. Albo lepiej, będę mocno trzymała za nią kciuki, by jej się na tyle poprawiło ze zdrowiem, by nie musiała tyle gościć w tym szpitalu. No, a promocje wymyślone genialnie. P. Danusia, właścicielka knajpki wydawała być się zadowolona i oby zadziałało ;)

      Usuń
  3. jak ty to wszystko umiesz pieknie napisac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam, z tą weną to ostatnio mam coś pod górkę. Tylko ciii ;)

      Usuń
  4. Tak, pieknie.
    Mnie zauroczyła strategia promocyjna knajpki. Niebywale twórcze kobiety.
    Trzymaj się.
    Pozdrowienia dla sąsiadek z sali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia, nie ma chwili na obijanie. Po co leżeć bezczynnie, jak można opracować parę szczegółów ;)

      Usuń
  5. :)śmiesznie czyta się o ludziach,których się poznało i ich zachowaniach widzianych oczami innej osoby.Tę pompę przerabiałam na ostatnim wlewie,dobrze współpracowała.
    Dla ciut lepiej warto się męczyć,ostatnio usłyszałam,żebym się cieszyła bo niektórzy tylko marzą o tym ciut lepiej.No to się cieszę i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholender, tam wszyscy się znają :) Chyba muszę ocenzurowywać imiona szpitalnych bohaterek ;)
      No tak, ciut lepiej to nie ciut gorzej, chociaż czasami zdarza się, że gubię te subtelne różnice... Pozdrawiam również!

      Usuń