czwartek, 29 listopada 2012

"Nadejdzie czas, że wszystko skończone. I to będzie POCZĄTEK."

Witam wszystkich.

Jestem Michał mąż najukochańszej żony oraz najwspanialszej matki jaka można było sobie wymażyć.

Niestety muszę was poinformować o śmierci Ewy, która dziś ok godz 6:00 odeszła z tego świata.

Ciężko mi to pisać, gdyż do końca walczyła jak lew o każdy oddech i każdą chwilę na tym świecie. Dla Kasi i dla Mnie.

Niestety jak wiecie choroba była straszna nie reagowała na żadne leczenie, na SGN na który tak czekałą również nie zareagowała by. Ewa o tym nie wiedziała czekała na SGN jak na Świętego Gralla, który miał pozwolić wyjść z koszmaru jaki przeżywmy od roku. Nie doczekała by się gdyż wczoraj po ponad miesięcznym wodzeniu nas za nos przyszłą odpowiedz negatywna o refundację. Ewa o tym nie również nie wiedziała, nie chciałem jej zabierać ostatniej nadziei jaka została na wyleczenie.

Ogólnie lekarze nie mówili jej dużo o stanie zdrowia. Ja byłem obarczany całym tym ciężarem i sortowaniem tego co można jej powiedzieć a co nie. Ale to długa historia i być może jak zbiorę siły to napiszę jak to wszystko wyglądało.

Dziękuję ludziom który byli na tym blogu.

Dodawaliście jej otuchy i nadziei na lepsze życie,  nieraz patrzyłem na nią jak pisała posta albo odpowiadała na komentarze jak na jej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech. Dziękuję za te chwile radości które przezywała dzięki wam.



Jeżeli ktoś z was ma chęć uczestniczyć w pogrzebie Ewy to zapraszam w

sobotę o godzinie 12:00 do zakładu pogrzebowego przy ulicy Kościuszki 16 w miejscowości Ostrów Mazowiecka skąd odbędzie się wyprowadzenie Ewy w jej ostatnią drogę na tym świecie.

Prosiła by nie kupować kwiatów a pieniążki przeznaczone na nie wpłacić na jakieś hospicjum zajmujące się ludzmi z nowotworami.




Kończę i tak nie wierzę że aż tyle udało mi się napisać gdyż w głowie wciąż huczą mi jej ostatnie słowa jakie wymawiała walcząc o każdy haust tlenu: 

"Miśku kocham cię , będę zawsze nad wami czuwać. Czy to już wszystko"

Odpowiem bo nie wiem czy słyszałaś: Nie to nie wszystko. Spotkamy się jeszcze na pewno tylko czekaj na mnie. Kocham cię i dziękuję za każdą sekundę spędzoną razem. Do zobaczenia skarbie.

Zrozpaczony Mąż




wtorek, 27 listopada 2012

A ja wciąż przetrzymywana.



Poniedziałek miał być pewnym dniem do wyjścia do domu. Jednak mocne duszności i męczenie każdym dosłownie krokiem dały lekarzom do myślenia.

sobota, 24 listopada 2012

Zróbmy hałas!

No a ja wciąż kwitnę w szpitalu, choć trzyma mnie myśl, że w poniedziałek wreszcie mnie wypuszczą. No bo ostatecznie ten antybiotyk dają mi do tej pory, prawdopodobnie jutro ostatni dzień.

środa, 21 listopada 2012

Cud za cudem?


Na poprzednim nocnym dyżurze pojawiła się ta pierwsza moja szalona lekarka. Woła mnie do siebie i pyta:" No i Ewcia, jak tam"? Mówię, że niby wszystko ok, tylko mam taką ostrożną i wyważoną lekarkę, że skuła mnie trochę na darmo i ewidentnie widać, że się boi kolejnych i potrzebuje pomocy.

wtorek, 20 listopada 2012

Między niebem a ziemią.

Wewnętrzny tutaj. Zaraz obok położniczo - noworodkowy.
Interna. Najgorszy chyba oddział w tym szpitalu, oddział grozy i śmierci. Tu nie ma dnia żeby ktoś z odwiedzających nie zastał jak gdyby nigdy nic pustego łóżka, nie ma dnia żeby nie usłyszeć jęków i cierpień na cały odział, nie ma dnia by rodzina nie usłyszała od lekarza że stan jest ciężki.
Tam z kolei oddział życia. Co jakiś czas dochodzi do nas donośny płacz ledwo poczętego Nowego Życia odciętego raptownie od tak dobrze znanego mu środowiska.
Ot, takie zderzenie światów.

poniedziałek, 19 listopada 2012

A może tak jakieś porwanko?

No a ja dalej tu grzeję pryczę. Dół się zrobił konkretny, mimo, że po spuszczeniu tego płynu pewnie nie ważę już 40 kg.

czwartek, 15 listopada 2012

Starczy.



Mimo całej miłej i fachowej opieki powoli mam dość. Na drugim kontrolnym usg okazało się, że znów zebrała się taka sama ilość płynu w opłucnej jak poprzednio, czyli przed dwona dniami - znów 1,5 litra. Zmieniła nam się na sali lekarka prowadząca, nie mogę powiedzieć, jest kompetentna, miła i rzeczowa no i cholernie ostrożna.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Na na na na na na na na:)))


No i od soboty za sprawą troskliwego i najukochańszego męża jestem w szpitalu u siebie z ostrym zapaleniem płuc.Tak cholernie mi się nie chciało tu być, zwłaszcza na weekend. Trochę dużym problemem było dla mnie to szybkie męczenie. Zanim się doczołgałam do szafy, minęło pół godziny, zanim sięgnęłam po coś do ubrania, kolejne i pół godziny odpoczynku. Michał o anielskiej cierpliwości nic się nie odzywał, nie poganiał. Chwycił na klatce na ręce i zabrał do samochodu.

sobota, 10 listopada 2012

Nieoczywista oczywistość.

Dziś sobota. Idealny dzień by pokupować parę mebli do mieszkania i zaprowadzić tu jakiś ład. Tyle, że to ponad moje siły. Już nawet wpadłam na genialny wprost pomysł, że będziemy w bagażniku wozić ze sobą malutkie krzesełko rybackie i będę je sobie rozkładała w sklepach, ale z takim krzesełkiem będę mało mobilna :)

wtorek, 6 listopada 2012

Może tak zmiana klimatu?

Nie napisałam, że w środę po wyjściu ze szpitala trafiłam już prosto do tego wyremontowanego przez męża  mieszkanka :). Michałowi sporo pomógł taki nasz dobry kumpel, który po godzinach swojej pracy zarywał noce i pokazywał co i jak no i też dużo pracy włożył w ten remont. Bez niego nie dalibyśmy rady. Zeszło się z tym co prawda trzy miechy, ale zważywszy na fakt, że to wszystko było robione od 18ej  wzwyż (przez Michała, bo kumpel przychodził po 20ej...) to chyba takiej tragedii nie ma. Zwłaszcza, że to był pierwszy remont Michała.

sobota, 3 listopada 2012

Zmutowany cyborg.

Ze szpitala wyszłam w środę, tyle że nie byłam w stanie nic sklecić bo niemal bez przerwy mnie trzymają temperatury, a wtedy nie jestem sobą i potrzebuję pomocy. Jak rano wstaję z gorączką ciężko samej dojść do łazienki bo są poty i zawroty. Wczoraj mało sobie nie wydłubałam oczu próbując wyjąć trzęsącymi się rękami soczewki. Więc na razie wybór padł na okularsy.  Ale to drobiazg w porównaniu z problemem męczenia się po czymkolwiek.