środa, 8 sierpnia 2012

No stress...


Aferezy są moim udziałem od wczoraj ale chyba mój organizm nie zmobilizował się wystarczająco do tej zbiórki...

Teoretycznie całkiem przyjemny i bezbolesny zabieg. Rozluźniony pacjent siada w wygodnym fotelu i praktycznie nie musi nic robić jedynie się nie stresować i wytrzymać podłączony do tego sprzętu jakieś 3 godziny.
Opisując to baardzo uproszczonym językiem - do centralnego wkłucia podłączane są jakieś dziwne długie rurki które rozprowadzają po urządzeniu krew. To z kolei musi z niej odseparować co cenniejsze składniki, więc coś tam wiruje coś tam buczy a cenna zawartość na którą poluje obsługująca ten sprzęt pielęgniarka zbiera się w specjalnym worku. Po tylu godzin siedzenia nie należy się jednak spodziewać, że uzbiera się cały a zaledwie 1/3 jego pojemności. Resztę i tak będą stanowiły konserwanty i coś tam jeszcze...

U mnie już na starcie zaczęły się schody z centralnym wkłuciem. Około godziny pielęgniarka z lekarzem starały się w miarę bezboleśnie majstrować przy mojej szyi by był należyty przepływ. Na szczęście obyło się bez ponownego założenia tego ustrojstwa a tym razem byłoby to przy pachwinie. Uff. Poszły konie po betonie. Przez blisko połowę zabiegu musiałam leżeć z nieruchomą głową a i tak co trochę machina rodem z NASA wydawała niepokojące plumkania. Ostatecznie przyjęłam pozycję siedzącą i na całe szczęście w niej już pozostałam do końca. Mamy super pielęgniarkę wykonującą aferezy - p. Monikę. Włączyła mi telewizornię z IO (jednak chyba na moją zgubę, bo akurat nic ciekawego nie leciało a potęgowało jedynie moje znużenie gdy tymczasem spać nie można) i klimę (a ściślej rzecz ujmując otworzyła na całą szerokość okno, bo mimo, że pomieszczenie to jako jedno z nielicznym tutaj ma taki atut, to ta póki co wysiadła... Tak więc IO na żywo, klima full wypas, wygodny fotel, no stress... Tyle, że rano okazało się, że nie uzbierałam tego nawet na pół przeszczepu a przydałoby się na co najmniej dwa :/.
Rano więc ponowna mobilizacja - komórki, rozkaz! Tyle, że nie wiem czy to słyszały... Dziś już zaopatrzyłam się w ciekawą zresztą książkę napisaną przez pacjenta 6go piętra warszawskiego CO, który 7 lat się męczył z zz. Chyba dał radę, a książka to "Szeregowy chłoniak" (do przeczytania w godzinkę, może półtorej). Zabrałam też ze sobą krzyżówki bo podstawa to dobrze zorganizować sobie czas by nie myśleć o tym ile się tego zbierze i czy maszyna zaraz nie zacznie wariować. Przy jakimkolwiek mrowieniu przemiła p. MOnika rozlewa do kielonka skądinąd smakowity likierek o smaku bananowym a na imię mu calcium. Ważne jest w porę wykryte mrowienie bo jak pójdzie dalej to może sparaliżować całe ciało czego najlepszym przykładem jest moja koleżanka z sali (miała taką akcję jakiś czas temu podczas zbiórki w Lublinie).
A nie napisałam, że po wczorajszym maszyna ześwirowała na tyle, że wymagała serwisu a czuję skromnie że udział mojej krwi się nieco do tego przysłużył. Na szczęście jest druga a tamtą naprawiono. Jutro ... kolejne starcie (!) tym razem z koleżanką, która czeka już od poniedziałku na wyniki umożliwiające jej udział w tej "zabawie".

Mnie aferezy trochę wymęczyły. Po pierwszych moim marzeniem było już zasnąć i spać ... do rana. Dzisiejsze zresztą też musiałam odreagować krótkim bo krótkim ale dwugodzinnym snem.

Tymczasem po sporych jak na moją skromną wagę dawkach neupogenu poziom moich białych przekroczył już 60... tysięcy i nadal rośnie. Z takim wynikiem każda przychodnia skierowałaby mnie w trybie pilnym do szpitala z podejrzeniem ostrej białaczki i mam tego świadomość. Kości co prawda jak zabolą to konkretnie, ale jest to ból krótkotrwały i do przeżycia.

Co do kulinarnej strony warszawskiego CO, bo pytaliście.
Cóż, szału nie ma. Przeważnie dostajemy na śniadanie twaróg (zresztą przy nowotworach nie wskazany), do tego nieco dżemu lub miodu (cukier też lubią nowotworki potworki) , zupę mleczną a do picia słodką "kawę" lub  jeszcze bardziej słodszą herbatę. Z obiadami różnie bywa. Zupa albo się uda albo nie i przeważnie ziemniaki z jakimś mięsem, rzadko np rozgotowane kluchy z truskawkami czy inne tego typu wynalazki. Słodki rzecz jasna kompot. Kolacja to powtórka śniadania z tym, że zamiast twarogu jakaś wędlina. Słodka herbata. Podczas wszystkich moich pobytów tutaj tylko raz dali dwie kromki razowego, bo tak to biała buła i biały chleb - byle taniej. Dziś wyróżniono mnie obiadem bo zamiast kotleta jak wszyscy dostało mi się coś na kształt ... farszu do pierogów a zamiast sałaty - brokuły. Zorientowałam się w trakcie jedzenia bo tak to może bym i zainterweniowała. Jednak nie było najgorsze a brokuły uwielbiam.

Oglądał ktoś dzisiejszy mecz? Cóż tu komentować; wygrali najlepsi... Przynajmniej gaz nie podrożeje, jak to trzeźwo ocenił mój małżonek :P

Burczy mi w brzuchu a jedyne co mu zaraz zaaplikuję to mam nadzieję ostatni już neupogen.
Realnie patrząc wyjdę stąd pewnie w piątek, ale tutaj takie rzeczy nigdy nie są do końca pewne...

Zadanie na teraz - wyspać się i zregenerować by móc znów być jutro wyciskaną jak cytryna.Ehś.

Ciao wszystkim i dobrego czwartku!

P.S. Kto ma chęć i możliwości niech trzyma kciukasy za te zbiórki, by był z tego choć jakiś pożytek. Dzięki.

13 komentarzy:

  1. Ewo kochana,
    jaka Ty jestes dzielna dziewczyna. Ile sie wymeczysz biedaku. I jeszcze masz dystans i poczucie humoru.Wiem, ze zrobisz wszystko by byc zdrowa dla Kasi i reszty rodziny.
    To tak bardzo trudna i bolesna droga, ale jestem pewna, ze pokonasz wszelkie bariery.
    Zycze Ci tego z calego serca. Pisz, bo piszesz pieknie.
    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje poczucie humoru i dystans są teraz wystawiane na ciężką próbę, ale może się ogarnę z tym wszystkim. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rozbroiłaś mnie! Oczyma wyobraźni zobaczyłam Ciebie w szpitalnym kitlu, podłączoną do rurek, przed Tobą kamery, a Ty prowadzisz program kulinarny dyskutując o zdolnościach szefa kuchni CO! trza mieć fantazję :P Trzym się kobieto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niegłupi mi pomysł podrzuciłaś, no no ;)

      Usuń
  3. Posiłki w szpitalach to jakaś masakra:( Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam:) Zawsze mogło być gorzej... Ale wiem z opowieści innych że np. w Bydgoszczy karmią całkiem przyzwoicie. Tutaj zawsze można "zamówić chińczyka" czy wysłać kogoś po kebaba w nagłym porywie głodu tudzież zejść do miłego skądinąd bufetu. Da się przeżyć.

      Usuń
  4. No dziś musi być porządny wysyp komórek macierzystych,czego z całego serca życzę :)a co do spotkań w CO kto wie...mam złe wyniki morfologii więc nie wiem czy już nadaję się na następną chemię,może odroczą...:)A Ty zbieraj i do domu bo córcia pewno tęskni.
    Pozdrawiam
    Annamarchewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, z tym wysypem to znów się nie popisałam. Szkoda gadać. Angela tymczasem za jednym posiedzeniem uzbierała już tego na ... półtorej przeszczepu. Bravo dla niej, bo ja to widocznie na wakacje tu przyjechałam:/. Pewnie kiedyś do zobaczenia!

      Usuń
  5. hmm a w uk w szpitalach jak w restauracji czlowiek dostaje menu i moze wybrac sobie danei z kilku pozycji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i po co denerwowac chorych w Polsce? Przeciez nie pojada leczyc sie do normalnych krajow.Wiedza doskonale jak jest w cywilizowanym swiecie i nie trzeba im tego przypominac.
      Bsia

      Usuń
  6. Nieźle :) Za to dziś marzyła mi się rybka panierowana i proszę, była :) Czasami zaskoczą pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń