poniedziałek, 23 stycznia 2012

Kolejny deszczowy dzień w styczniu.

Kolejny  deszczowo -  śniegowy dzień nie nastraja radośnie. Dobrze, że jest jeszcze dobra muzyka, jak ta:



Pisałam, że nie mamy żadnego wpływu na życie. Nawet na fryzurę. To prawda.
Możesz być punkiem i nie uznawać ich ideologii, możesz być skinem i mieć z nimi wspólną tylko łysą głowę. A ludzie i tak będą Cię oceniać po wyglądzie.


Smutne, że w dzisiejszych czasach wygląd jest dla niektórych najważniejszy.
Oczywiście, jak do skinowatej głowy dobierzesz jakąś wełnianą spódnicę i "grzeczną bluzkę" to będziesz uchodzić w pierwszej kolejności za kogoś chorego, zapewne na jakiś nowotwór. No ale to też nikt nie chciałby być tak postrzegany. Ja też nie. Więc pewnie niedługo przyjdzie mi być punkiem.
Plus jest taki, że normalnie nigdy by mnie nie było stać na ogolenie głowy. Teraz żadnych wymówek.
Póki co po czwartej chemii nie jest źle, choć prześwity są spore. Moja taktyka, jak najrzadziej dotykać włosów. Jak leżą to niech leżą, bo dotkniesz i zostają Ci na ręce.. Najgorsze jest ich mycie, więc i to staram się ograniczać do minimum. Jeszcze zza czasów ich świetności zostały mi szampony - na zwiększenie objętości, kolejny dla włosów wypadających. A teraz mi się chce z tego śmiać. Zwiększyć objętość w tym momencie - why not, wzmocnić kolejnym? Pewnie. Wszystko dla mnie. Szkoda tylko, że nic nie działa. Niedługo pójdzie w ruch szampon do peruk, bo i taki mam :)



A propos włosów. Na jednej z chemii pacjentka bezsprzecznie włosów pozbawiona wypytuje pielęgniarki, która podłączała jej właśnie kroplówkę; Siostro, po której chemii (w sensie po którym rodzaju - a podczas wlewu dostajesz ich kilka w różnych kolorach tęczy) najbardziej wypadają włosy? Siostra stara się zaspokoić zbędną moim zdaniem w tym momencie ciekawość łysej już pacjentki i mówi, że po tej trochę, może i też po tamtej, ale chyba najbardziej to po tej czerwonej, na co tamta nieco przerażona pyta " no chyba bardziej to już mi nie mogą wypaść??!!". Mimo całej powagi sytuacji ta była zarazem dla mnie i Michała (który zwykle mi towarzyszy na oddziale) tak komiczna, że nie mogliśmy dojść do siebie ze śmiechu.

Więc generalnie i nie jest źle. Bywa całkiem zabawnie. Zależy jak się na to nastawisz.
Czytałam kiedyś opis dziewczyny, która już była po całym tym leczeniu. Zaprogramowała sobie w głowie niezły scenariusz i tym żyła. Mianowicie twierdziła, że te kolorowe worki, to takie witaminki, które dodają jej sił i życia, radioterapia to takie darmowe solarium, z lampami nówka sztuka, co jeszcze lepiej opalają. Można i tak. Jeżeli jej to pomogło to tylko brać przykład. Tyle,że ja tak nie mogę. Nie mogę przestawić
w mózgu, że coś o działaniu domestosa i sporo mocniejszym ma CI dać życie, bo trucizna przecież zabija. Powoli, może i komórki rakowe też, no ale przy okazji i całą resztę. To nie są witaminki, bo po nich bym się czuła pewnie świetnie. A po tym cierpisz. I samo myślenie o tym powoduje odruch wymiotny. No właśnie. Mam nadzieję, że nasi przedstawiciele w rządzie nie podpiszą ACTA, bo za powyższe słowa zaraz by mnie ktoś zamknął. Jak mogę tak bluźnić na wspaniałości koncernów farmaceutycznych, ratujących życie, które tak naprawdę  na cudzym cierpieniu nabijają sobie kasę w najlepsze. Bo taka jest prawda.
Wierzę w lepsze i tańsze formy leczenia nawet nowotworów. Tyle, że mam jeszcze męża i małe dziecko.
A oni by mi na to nie pozwolili. Więc niech będzie i tak. Skoro wielu pomaga trucizna, to mam nadzieję i być wśród nich. W końcu marzy mi się rodzeństwo dla naszej Kaśki...

1 komentarz:

  1. Punk! Niech żyje Punk :D kiedy jeździłam na chemię spotykałam się z różnymi problemami , od sera białego na śniadanie, po te nieszczęsne włosy.
    Bo nie wiem, czy wiesz, że biały ser jest absolutnie żesz mać qrwa niedozwolony przy raku.
    :D
    Nijak do dzisiaj nie rozumiem dlaczego.
    Ludzie są pojebani.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń