piątek, 27 stycznia 2012

Wśród ludzi.

Dziś wyszłam "do ludzi" :). Właściwie, to musiałam dostarczyć zwolnienie, więc wyjścia nie było.
A że do firmy mam daleko więc zrobił się z tego niezły spacer. Oczywiście kto mnie zobaczył, to od razu, że wcale źle nie wyglądam, że w króciutkich włoskach to jeszcze lepiej.. No właśnie. Jeszcze chwila a zacznę się utwierdzać w przekonaniu, że choroba mi służy i jest mi z nią do twarzy. A to zgubne myślenie, ale przecież teraz nie muszę pracować, więc się " lenię " z dzieckiem całymi dniami i wieczorami (Michał jakoś mnie z tego wieczornego lenistwa coś kiepsko odciąża...)
No i jeszcze ta super hiper fryzura, która dodaje mi uroku.. Poza tym "wtajemniczeni " w sytuację są nad wyraz mili i hojni w uściskach (co generalnie mi się akurat podoba, zwłaszcza te uściski, które jak dowiedziono - wprawiają w dobry nastrój obie strony, tj. "ściskacza" i "ściskanego" ).
Bajecznie, prawda??? ;) Kto by tak nie chciał??
I tutaj chyba jednak plusy się kończą.. Minusy ujmę tylko jednym słowem  - STRACH, pod którym kryje się cała reszta.

Dziś teściowa w samo południe przyniosła cały półmisek pączków własnej roboty - to tak w nawiązaniu do jej przywiązania do słodyczy o którym wspomniałam w poprzednim poście.
Miałam poprzestać na jednym, ale nie sposób było się pohamować, zwłaszcza, że ostatnimi czasy apetyt na "niezdrowości wszelakie" nad wyraz mi dopisuje.. To ciekawe, że wcześniej miałam w zwyczaju zdrowo się odżywiać,produkty w sklepie  zawsze starałam się wybierać racjonalnie, oczywiście w granicach rozsądku. Jak widać, sposób odżywiania w moim przypadku nie miał żadnego wpływu na moje późniejsze zdrowie.
Więc czy jest sens się niepotrzebnie katować? Teraz często mnie łapie chęć na pizzę domowej roboty.
I chyba niczego na niej nie brakuje - jest dużo mozarelli, sosu, szynki, kabanosów, ulubionego boczku, cebuli. Ledwo się znajdzie miejsce na kilka pieczarek i pomidora co by jej nadać bardziej "zdrowotny wymiar". I tak potrafimy przez tydzień wieczór w wieczór zajadać się tym włoskim przysmakiem.
Ja jak ja, mam jeszcze trochę niedowagi, ale dla Michała może być to zgubne w skutkach Tyle, że on uwielbia mi towarzyszyć przy jej jedzeniu i nic na to nie poradzę:) A tak na poważnie, to następnym razem tę naszą pizzę spróbuję na początek choć trochę odciążyć. I Michała tym samym też :).

Dziś od rana chodzi za mną jeden utwór. W wykonaniu Kaczmarskiego to jest to. Tylko czemu mi łzy lecą jak tego słucham? Ktoś z Was też tak ma? Do następnego!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz