środa, 1 lutego 2012

Rozbitek.

Dziś jest mi jakoś źle. Nie wiem. Kwestia pogody, wczorajszego dnia, śmierci Szymborskiej, humoru dziecka. Chyba wszystkiego po trochu. W ogóle cały dzień mam wrażenie jakbym miała za chwilę zwymiotować. Są niby na to jakieś leki, ale na mnie nie działają a faszerować się na próżno to nie w moim guście. Wolę przeczekać. Ktoś może powiedzieć, że przy chemii, która sieje w organizmie takie spustoszenie co to jest łyknąć jakąś białą małą tabletkę, która nie musi, ale może pomóc? Tak, tyle że przy okazji chemii tych tabletek trzeba łykać kilka. Jedne na ewentualną kamicę nerkową, która może się pojawić "po", inna na wymioty, kolejne to jakieś  zastrzyki na hormon wzrostu dla białych krwinek, które to mąż mi dzielnie aplikuje w brzuch a mi już od samego czytania ulotki resztki włosów jeżą się na głowie. Najchętniej to bym znów zbawiła się w fankę witaminy C, jak dawniej. I odstawiła całą tą resztę.

Może jutro zrobię sobie dłuższy spacer i spojrzę na wszystko świeżym okiem.
Leży przede mną kieszonkowy kalendarzyk. Zawsze na ostatniej stronie z okazji Nowego Roku robiłam sobie listę co najmniej dziesięciu postanowień. Rzadko udawało mi się spełnić połowę, choć to i tak uważam za spory sukces. Otwieram kalendarz na ostatniej stronie. Tylko jedno - wykorzystać szansę. Tylko jak mogę to potraktować jako postanowienie noworoczne. Ile tak naprawdę w  życiu zależy od nas. Czy jest ktoś kto pociąga za sznurki? Czy wierzysz w przeznaczenie? Ja sama nie wiem w co wierzyć i komu. No, na pewno nie naszemu rządowi :) Chyba trzeba dać się ponieść życiu a odpowiedzi przyjdą z czasem. Cierpliwości.
Pamiętam, jak Adamowi na łożu śmierci przykazałam, by dał znać, jak tam po życiu jest coś dalej. Jeżeli to wszystko się nie kończy a dopiero zaczyna. Kiwnął tylko głową, że będzie pamiętał o umowie i się odezwie. Jak dotąd cisza. A może kiepsko coś się wsłuchuję. W końcu moi rodzice dostają rzekomo od niego tyle znaków. Jego przyjaciółka podobnie. A ja kompletnie nic. Cisza mimo nieprzespanych nocy, zupełnie jakbym się bała, że przesypiając je coś przeoczę...A może o mnie zapomniał.Nie, nie chcę w to wierzyć. Zaraz pójdę się wsłuchiwać w ciszę nocy i rozmyślać. Może sen przyjdzie...

Nasza Szymborska i tak dożyła ładnego wieku. Cenię ją za dystans do siebie, za luźne podejście do poważnych tematów, za poczucie humoru. Za to, że w tak prostych słowach potrafiła zawrzeć tyle treści. Jeden z moich ulubionych wierszy zmarłej pisarki na dobranoc.
 
Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Cos się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Cos się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez polki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech-no on tylko wróci,
niech-no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
1991
.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz