poniedziałek, 27 lutego 2012

Siwy dym.

Weekendy mają to do siebie, że mijają niepostrzeżenie. Niestety. Kasia zbytnio nie poużywała, bo po kałużach ani śladu. Po śniegu, który dzisiaj zresztą sypał nam w oczy też.
Wybraliśmy się wreszcie wszyscy do kościoła. Szczerze, jakbym wiedziała, że będzie tak zimno, to pewnie byśmy kolejną niedzielę spędzili od A do Z w domu. No, ale dzisiaj były imieniny proboszcza i Kasia miała okazję zaśpiewać swoje ulubione "sto lat" - tak jej się wyrwało w przerywniku między kolejnymi życzeniami od jakże wzruszonych parafian, sympatyków, miłośników Rydzyków wszelakich. Sto lat:) Nie wiem czy to dobre życzenia dla Polaka żyjącego w polskiej rzeczywistości, ale może księża mają inaczej. Poniekąd na pewno...
Jutro chyba wybiorę się do biblioteki, bo wstyd przyznać, ale mieszkam tu już dwa lata, a jeszcze jej nie odwiedziłam... Naszło mnie na jakąś dobrą książkę, a najchętniej coś Jerzego Pilcha.  Tak patrzę na nasze półki niby zawalone książkami, ale większość to ... poradniki :/ . "Jak żyć długo i zdrowo", "Sekrety ludzi którzy nie chorują", "Antyrak" itp plus kupa poradników psychologicznych... Jak widać, książki te przydały się niesamowicie, zwłaszcza, ten pierwszy rodzaj...;). No nic, bywa i tak. Widocznie tak je czytałam, po łebkach, jednym okiem wlatywało, drugim wylatywało :P.
Dziś dzień spędzony w kuchni. Zachciało mi się faworków. No bo w końcu kto powiedział, że takie rzeczy je się tylko w zapusty? :) Chodziły za mną już dawno, tylko mi się nie chciało zebrać do nich. A dziś, przy sporej pomocy Michała narobiło się tego trzy głębokie półmiski i w połowie jedzenia pierwszego mój apetyt został zaspokojony... Jak coś, to zapraszam :). Trochę się z tym smażeniem zeszło. W mieszkaniu jeszcze długo "po" było kompletnie siwo i naprawdę dziwne, że sąsiedzi nie interweniowali ze strażą pożarną :). W ogóle to Michał miał dziś przerąbane, bo zawsze, jak chodzi mi po głowie zrobienie jakiegoś ciasta to przeważnie on jest w to dość mocno zaangażowany. Gniecie, wyrabia i nie ma sumienia odmówić jak widzi to moje błagalne spojrzenie. A na faworkach się dziś nie skończyło, bo stwierdziłam, że chyba czas na ... pizzę :). Tylko, że to drugie ciacho jest znacznie chętniej przez niego wyrabiane:) Ciacho na pizzę zrobione i czeka sobie do jutra - ostatecznie już mi brakło możliwości z ulokowaniem tej smakowitości a zresztą tyle radości na raz? No nie wypada ;).
Norweski wydrukowany ale jeszcze nie tknięty. Jakoś trochę przeraża ;). W ramach angielskiego obejrzeliśmy nagłośniony ostatnio i nominowany licznymi oscarami "Hugo i jego wynalazek" tyle, że nie ryzykowaliśmy i z angielskimi napisami ;) ale chyba dałoby i radę bez... Ogólnie film dobry, ale moim zdaniem chyba nie aż tak jak to go nagłaśniają. No i na koniec duże zaskoczenie, że jego reżyserem jest sam Martin Scorsese, na co sama fabuła, akcja i ogólnie film na to nie wskazuje...

 Na dobranoc polecam chętnym balladę w wykonaniu Piotrka Godeckiego, smutna ale piękna jeżeli się wsłuchamy w słowa.


 Szczerze, to znałam tego pana z warszawskiego empika, jedynie jako ... wykonawcę szant. To były piękne czasy :) Mieszkałam wtedy z szalonymi dziewczynami i jedna mnie zaraziła szantami właśnie. Raz dostałam esemesa mniej więcej tej treści "ewa, dawaj do empiku, szanty, tańce na stołach i piwo się wylewa z kufli". Chyba przesadza, myślałam, ale niee:) Tak było:) Klimat był nie do zapomnienia:) Może jeszcze kiedyś się uda coś takiego przeżyć. Tyle, że do Ani mi teraz trochę za daleko, a nikt z moich bliskich nie gustuje w takiej muzyce a szkoda :(. TO jak już trochę o urokach tej muzyki to i jedną szantę  jego wykonaniu w wersji takiej właśnie nieco klubowo -piwnej :) też podsyłam (słabe nagłośnienie z uwagi na tło relaksujących się fanów szant). Godecki na gitarze wymiata, czego może nie widać akurat w tym wykonaniu. A tak w ogóle, to mam nadzieję, że ma się dobrze, bo ładnych parę lat temu też lubił ostro przyimprezować...

http://www.youtube.com/watch?v=oFfqm9xnit4

 Może komuś się spodoba i  się umówi ze mną na jakieś piwko przy tej muzyce :) Dobranocka :).


5 komentarzy:

  1. Piękna ballada a faworki już nawet nie wiem od kiedy za mną chodzą, szkoda tylko że sił brak na takie prace. Ale narobiłaś mi apetytu ;)

    Pozdrawiam serdecznie, Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, dlatego mąż w kuchni czasem się przydaje ...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety moje kochanie daleko w Holandii a mamie nie mam sumienia dokładać zadań ;) w czwartek kolejna chemia jeśli tylko będzie miejsce w CO, obym tą zniosła lepiej...
    Zaglądam od pewnego czasu do Ciebie i podziwiam jaka jesteś silna, tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szanty, piwko i faworytów to ja się pisze :-) Jak będę znów w Polsce to dam znać, wtedy sobie poszantujemy a potem zaprosimy Bogusie i posłuchamy jakiś Greków ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faworki!!!! Ta auto korekta czasem mnie dobija!!!

    OdpowiedzUsuń