poniedziałek, 30 stycznia 2012

Nic nie jest potem. To jest tym.

Chciałabym się częściej  o ile nie zawsze kierować powyższą treścią. Nie da rady. Choćbym nie wiem jak bardzo się starała myśli już krążą koło dnia jutrzejszego.

Kasia tradycyjnie u babci. Niech się dziewczyny obie wyśpią. Zgubiła swoją ukochaną rybkę (kawałek zniszczonego już i zgryzionego plastiku w kształcie ryby). Rzadko kiedy się z nią rozstawała. Niektóre dzieci przywiązują się do smoczka. Kasia do swojej "biby". W sumie przez to rozstanie nie przeszła tak najgorzej. Ale ryba zawsze towarzyszyła jej w kąpieli. Więc dzisiejsza kąpiel nie miała z pewnością w sobie tej radości i nieodzownie przywoływała jej na myśl swoją "przyjaciółkę" a raczej jej brak.





Staram się być "tu i teraz" ale już zastanawiam się którym będę "numerkiem" w rejestracji, ile tych numerków będzie tym razem przede mną (rekord to chyba było 190 do odczekania), który gabinet do oddania porannej krwi będzie miał mniejszą kolejkę oczekujących, kogo tym razem spotkam w tej kolejce. Wreszcie zastanawiam się, która tym razem zostanę wyczytana przez lekarza. Czy "załapię się" na te "kolorowe woreczki". Ile będę czekać na łóżko. Jak to zniosę. Czy znów jak ostatnio zwymiotuję w szpitalnej ubikacji czy będę się trzymać trochę lepiej (ubikacje w tym szpitalu są z reguły w kiepskim stanie a widok i zapach "chemicznego moczu" robi swoje...).A może w ogóle będzie dobrze.
Jutro jest jeszcze coś, na co czekam. Pierwsza tomografia oceniająca postęp leczenia. Lub jego brak. Więc stres mam podwójny. Mam nadzieję, że "jaszczur" też wyczuwa powagę chwili i się zachowa odpowiednio. A może jego już tam w ogóle nie ma?? Czytałam na forum jak dziewczyna pisała, że po pierwszej chemii miała TK na którym już nic nie było widać. Po nowotworze śladu. I chemii też jej już oszczędzili. Tyle, że nowotwór szybko znów się pojawił..
Jutro też wyjątkowo mam wizytę u innego niż dotąd lekarza, z racji tego, że to będzie wtorek  a nie tradycyjnie środa. Lekarz zlitował się i połączył mi Tk z chemią, bym nie musiała jeździć dwa razy. WIęc ciekawa jestem wizyty u kogoś innego niż dotychczas. Mój lekarz jest w porządku. W sumie niewiele mogę o nim powiedzieć, poza tym, że jest młody (nie wiem, czy czasem nie młodszy ode mnie), przystojny i nie mówi za wiele (jak pewnie większość lekarzy). No i że jego badania mnie krępują, nic nie poradzę ;).  Tym razem ma być pani doktor...

Dziś miałam trochę ogarnąć ten bajzel w mieszkaniu, bo w najbliższym czasie mogę nie dać rady, ale nie wyszło. Zresztą, efekt takiego sprzątania w przypadku posiadania małego szkraba jest baardzo krótkotrwały.

Dobra, zbieram się bo przed 5tą pobudka. Brrr. Adam, braciszku, czuwaj nade mną. Dzięki.






1 komentarz: