poniedziałek, 11 czerwca 2012

Pod kloszem.

Wczoraj nie byłam w stanie się zabrać do napisania nowego postu. W trakcie pobytu w szpitalu nie było ze mną najgorzej, dopiero potem się zaczęły schody.
Nie przypuszczałam, że może być tak lipnie. Gdy wszystkie zastrzyki, sterydy i inne ułatwiacze życia przestały działać ja zaczęłam rozpadać się na kawałki.
Cholerne uczucie, chcieć się zebrać do kupy i nie móc.
Najgorsze oprócz nudności i ogólnego spowolnienia są chyba te notoryczne piski i szumy w uszach. No i woskowy posmak w ustach, który w niczym nie pomaga. Niby jakoś szczególnie niewyspana nie jestem, ale wystarczy, że położę głowę na poduszce i odpływam na długo. I nie ma znaczenia czy odpływam na godzinę, czy na pół dnia. Po prostu zamykam oczy i mnie nie ma. Budzę się jak gdyby nigdy nic i nie widzę przeszkody, by zaraz zamknąć oczy na nowo. Na kolejne pół dnia.
W ogóle mam wrażenie, że ktoś mnie nakrył w tym szpitalu kloszem a ja nie mogę się spod niego wydostać. Nie jestem w stanie myśleć o kolejnym kursie, ale mam ogromną nadzieję, że zniosę to lepiej. Po trzech dniach niejedzenia i niepicia przemogłam się do wypicia szklanki wody z miodem. Potem kolejna i kolejna - tu brawa dla mojego Michała, który z uporem maniaka napełnia mi kolejne szklanki na których opróżnienie musi czasami długo czekać... Pracę musiałam sobie dziś jeszcze darować, zobaczę, co przyniesie jutro. Najważniejsze, że już staram się jeść i pić. Reszta przyjdzie z czasem. Ale mam kurcze takie przebłyski, że nawet po diagnozie nie umiałam cieszyć się chwilą, która jeszcze nie zwiastowała tego całego gówna jakim jest "pochemiczny stan". Przecież mimo diagnozy było cudownie. Było niemal zupełnie normalnie.Cała ta reszta doszła wraz z podjęciem leczenia.
Aj, dobra, nie czas i miejsce na rozczulanie, trzeba się zebrać i mimo wszystko się cieszyć, bo za cholerę nie wiem, co mnie jeszcze czeka i czy przypadkiem los i tak mnie w tym momencie nie rozpieszcza.

Kaziu, pamiętasz, gdy razu pewnego postanowiłam na zawsze opuścić ten nasz kraj - co zresztą nie do końca na szczęście wyszło, to dostałam od Ciebie w prezencie małą książeczkę " Wierzę, że będzie dobrze". Skąd mogłaś wiedzieć, że przyda się nie ten jeden raz w moim życiu. Niezwykle trafiony prezent na ciężkie chwile. Ale pomaga. Chętnych będę raczyć cytatami z tej książeczki ( nie jest ich tak dużo, więc dacie chyba radę).

Nie, nie zawsze już będzie tak źle. W końcu pustkę da się zapełnić. 
Przywołać, odzyskać barwy i smak.
Okrzepnąć. Zycie jest niewyczerpane. Ale też nie da się go zastąpić. 
A tęsknota jest tym, czego nie da się ugasić. 
Tak jak wiary, nadziei i miłości nie da się nasycić. 
Obumierasz, gdy na nic nie czekasz.
Żyjesz, dopóki dążysz.



A dziś muzycznie długo, ale warto. Imany. Taka piękna i jak śpiewa... Dobrego jutra!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz