sobota, 23 czerwca 2012

Stan umysłu kontra ... przeznaczenie?

Jedna wizyta w lesie za nami. Wczoraj jakoś mi się upiekło. Tzn. teściowa wpadła z samego rana, ale zobaczyła mnie jeszcze nie do końca przebudzoną i chyba nie miała sumienia gonić mnie przed pracą na jagody. Nic nie mówiła,  ja o nic nie pytałam :)
Co innego dzisiaj. I ... jutro.
Jak już wybraliśmy się do tego lasu, to głupio tak było po prostu oddychać zdrowym powietrzem, więc trochę tego towaru (czyt, jagód) nazbierałam. Po południu miło spędziliśmy czas u rodzinki na grillu. Teściową też zaprosili. Siedzi tak, siedzi i w pewnym momencie się odzywa " No nie mogę sobie wydarować, ile ja bym jagód przez ten czas co tu siedzę nazbierała..." Mówię do niej "Mamo, czas na jagody był i minął, teraz jest mama na grillu, powinna się zrelaksować, w końcu chyba miło spędza czas?" Na co ona " Ba, ale jagód to bym nazbierała trochę, jakbyście mnie w lesie zostawili...jakoś mnie nic nie cieszy. Te czasy mnie nie cieszą, nie podoba mi się jak się teraz robi z ludzi wszędzie idiotów. Nic mi się nie podoba". Oj, i weź tu tłumacz, że liczy się tu i teraz, że nic nie da zamartwianie i niezadowolenie, bo głównie liczy się stan naszego umysłu i jeżeli tego się nie zmieni, to nie ma co oczekiwać, że świat się zmieni i zmienią się inni...
No właśnie. Usilnie pracuję nad moją świadomością. Wmawiam sobie, że następna chemia wcale nie będzie taka najgorsza, a bynajmniej lepsza od poprzedniej. Chcę w to wierzyć. I wierzę. Nie ma innej opcji. Teraz w sumie mam cudowny tydzień. Gdy właściwie nie czuję chemii. Teoretycznie chemia teraz co trzy tygodnie, ale z tego pięć dni spędziłam w szpitalu, tydzień dochodziłam do siebie i tydzień normalności. Aleee. Tak było dotąd:) Teraz będzie co najmniej o niebo lepiej. Prawda, Bogi? :)

Cholera. Dowiedziałam się od jednej z czytelniczek mojego bloga, Moniki, że dzisiaj zmarła Magda Prokopowicz, założycielka fundacji Rak'N'Roll, autorka bloga:


Pisałam o niej kiedyś. Bardzo dzielna dziewczyna, matka cudownego Leonka. Miała raka piersi. Tyle, że wszystko wskazywało na to, że wygrała tę walkę. Była remisja, było głębokie przekonanie, że choroba nie wróci, że to nie rak będzie przyczyną jej śmierci i że na pewno nie nadejdzie ona jednak tak szybko. Ten kto nie oglądał o niej reportażu, niech obejrzy. Podaję linka:


Niesamowity reportaż nie tyle o raku, co o miłości. Jakoś oglądam to ponownie i nie wierzę, że jej nie ma. Po prostu nie dociera to do mnie. Strasznie mi przykro i żal, że tacy ludzie odchodzą tak wcześnie. Straciła życie, które tak bardzo kochała i o które tak bardzo walczyła...I nie pomogło  wewnętrzne przekonanie, że wszystko będzie dobrze, że choroba nie wróci. Chyba są sprawy z góry przesądzone, o których decyduje Siła Wyższa.


Na koniec Anna Maria Jopek "Czułe miejsce".



2 komentarze:

  1. Nasze Teściowe mają podobne stany umysłu :/
    liczy się albo rozpamiętywanie przeszłości albo zamartwianie się o przyszłość .
    I weź tu zdrowiej :/
    ale moja jak przeklina ! Jak rzuci mięchem to i ja odpadam ...
    Czymaj się i nie daj się !

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, może byśmy tak je umówiły na jakieś spotkanko? Ponarzekały by sobie, pozamartwiały się za wszystkie czasy:) Może im by się lepiej zrobiło ? Tyle, że z tym przeklinaniem trochę lipa, bo moja jest na to mocno wyczulona:)

    OdpowiedzUsuń