czwartek, 1 marca 2012

Los chemios.

Udało nam się wczoraj wyjechać z domu o 5.15, więc o 7ej już byliśmy na miejscu. Co z tego, jak moja podziurawiona chemią głowa zapomniała i kanapek i najważniejszego - skierowania na krew.
Więc w "pokoju relaksu" (nie pamiętam, czy o nim wspominałam, ale jest tam coś takiego) czekałam do 8ej na pojawienie się sekretarki, by ta ponownie mi wystawiła skierowanie a potem pognałam z nim na 6te piętro po podpis lekarza. Jako że dosyć późno udało mi się wszystko załatwić, to na badanie nawet długo nie czekałam, do lekarza ok. 2 godzin.
W sumie nic nowego. Chociaż nie. Nie będę miała w tym tygodniu żadnych zastrzyków ani innych leków! Hurra! Te moje białe krwinki tak po neulaście powariowały, że na razie im starczy. I moim kościom też ;). Fajnie. Udało mi się dostarczyć wreszcie lekarzowi płytkę z moją pierwszą, jeszcze szpitalną tomografią, co by miał lepsze porównanie postępów leczenia i dziś miał ją przeglądać z radiologami i to omawiać.

Na łóżko czekałam niecałą godzinkę i nawet wszystko było... Co prawda ziarenko niepewności zostało zasiane, bo pielęgniarka zapisująca mnie wyszła, by się upewnić, czy bleomycyny jeszcze starczy... Jeszcze starczyło ;). Niby wszystko poszło tym razem sprawnie, ale wczorajszy wlew trwał chyba najdłużej ze wszystkich dotychczasowych. Jak się dowiedziałam, to dali mi jakąś cienką igłę i to niby dlatego. W każdym bądź razie sąsiedztwo przychodziło, odchodziło, zmieniało się dynamicznie, a ja leżałam i leżałam. I jakby sąsiadce nie musieli kontrolować ciśnienia, to wyszła bym stamtąd ostatnia.
No i jeszcze słówko o sąsiadce, ku przestrodze. Starsza kobitka z rakiem piersi. 8 lat temu miała mastektomię. Potem jakieś naświetlanko. Niby wszystko ok. Kontrole, na których lekarka badała ją "namacalnie " i pytała jak się czuje. Niby wszystko grało, było ok. Raz na kontroli był inny lekarz na zastępstwie. Skierował ją na tomografię. Wyszło,  że rak się jednak odezwał, tym razem ulokował się w kościach i płucach. Znów znalazła się na leczeniu. Trzy chemie a dalej się zobaczy. Kurcze, ja się pytam, po co są te kontrole? Badają, pytają a na badania to już nie łaska wysłać, dopiero przypadkiem inny lekarz się bliżej zainteresował. Szok. Wychodzi, że jak samemu człowiek nie poprosi, to nie będzie. Badań i człowieka. Tak szczerze, to jak są przerzuty na płuca, to nie jest dobrze. Ogólnie wszelkie przerzuty są niemile widziane, ale nie wiem, czy tę kobietkę jeszcze spotkam w jakąś  środę...  Tak czasami wspominam niektóre twarze, osoby i się nad tym zastanawiam, czy jeszcze są wśród żywych, a może jeszcze walczą i dają radę... Mam tu na myśli przypadki moim zdaniem trudne. A w ogóle wczoraj miałam okazję natrafiać na osoby ze zdeformowanymi przez te złośliwce twarzami. Była też jedna staruszka na wózku o twarzy tak zniekształconej, jak się czasami widuje w programach dokumentalnych o ludzkich nieszczęściach. Patrzysz na taką osobę i musisz choć przez chwilę zachować zimną krew i udawać, że nie takie rzeczy już widziałaś. Trudne to i smutne. W ogóle wczoraj jak miałam przekroczyć próg szpitala to zdarzyło mi się zwymiotować (wchodząc co dziwne, nie wychodząc). Wytłumaczyłam to sobie pustym żołądkiem chyba, że znów zadziałała podświadomość, choć starałam się o niczym nie myśleć, po prostu iść przed siebie. W trakcie chemii też już nie dałam rady ale zdążyłam z tą całą "różnokolorową choinką" dobiec do łazienki. Jak na razie spokój, choć samopoczucie fatalne. Kasia już drugą noc spędziła u babci, bo nie czułam się na siłach nią zająć. Dziś w dzień też trochę u niej siedziała, bo marzyłam tylko o przespaniu choć paru godzin. Mam mdłości i takie nieznośne uczucie w ustach, coś jak efekt kontrastu przy tomografii, ale tak nie do końca. Na wieczór zachciało mi się dla zmiany smaku sałatki jarzynowej. Zrobiliśmy z Michałem. Jednak to nie jest to. Na razie daję sobie spokój z odnalezieniem smaku. Jeszcze dziś co najmniej pięć szklanek płynu by się przydało wypi, wątpię że się uda. Oby jutro było lepiej.
Dziś do posłuchania moja ulubiona Coma. Lubię ich za brzmienie, muzykę, mocne słowa no i ... Roguckiego o głosie trochę podobnym do Kazika :). Oto oni w całej krasie, tyle, że tego się nie da słuchać cicho, więc radzę podkręcić głośność :) . A tak a propos Roguckiego, to polecam obejrzeć "Skrzydlate świnie" z Małaszyńskim w duecie. Na końcu zamieszczam zwiastun.Mi się podobało :) Do następnego!


http://www.youtube.com/watch?v=NjqcB2vtRRA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz