piątek, 30 marca 2012

Żegnaj bibo!

No i nadszedł ten dzień, w którym kawałek czerwonego plastyku w kształcie ryby zaginął. I to nie za moją przyczyną, ale przez niedopilnowanie swojej opiekunki, tj. Kasi. Poszłyśmy do apteki a w drodze zajrzałyśmy do sklepu i w domu od progu usłyszałam nieszczęsne "O, gdzie moja biba, mamo"?.
Nawet nie zdążyłam jej "obfocić" (hehe, nie to że miałabym teraz zamiar porozklejać w okolicy ogłoszenia z jej zdjęciem, ale np. pokazać Kasi w przyszłości, do czego była przez tak długi czas tak mocno przywiązana). W sumie póki co to jakoś rozpaczy po niej nie widzę. Szukałyśmy w terenie, Michał też, ale bez większego skutku. No nic, da radę. Póki co dziś w nocy do łóżka zabrała misia :) - jakiś zamiennik musi być. Wreszcie może zacznie poznawać świat dwoma rączkami :) . Dziś jak ją kładłam do spania, to wciąż rączkę zaciska, jakby tam miała być jakaś wyimaginowana rybka. Zatem - żegnaj bibo, wszyscy będziemy za nią niewątpliwie tęsknić ;).

Wczorajszy dzień nie obszedł  się ze mną zbyt łagodnie. Na bramie CO wywieszony transparent o trwającej w CO akcji protestacyjnej. Myślę sobie, jest dobrze, może chemii nie podadzą?:) No niestety. Podali. Cała ta akcja polega póki co na oflagowaniu budynku. Jak rozmawiałam z jedną z pielęgniarek to protestują, bo od 6ciu lat nie było tam żadnej podwyżki. Niby póki co oflagowani, ale swoją drogą jest to jedno z miejsc, gdzie nie wyobrażam sobie innej formy protestu, jak przykładowe "odejście od łóżek pacjentów". Tam to nie wypali. A może przez dramaturgię tego będą próbować i szybko na siebie zwrócą uwagę? Nie, pomysł chyba bez szans, ale muszę przyznać, że oni mają tam co robić...
U lekarza szło wszystko całkiem gładko. Do momentu. Zapytał o wynik z echa serca. Powiedziałam, że powiększone, ale mieści się na razie w normie. Powiedział, że dobrze, bo go nastraszyli czym to może w moim przypadku grozić i dodał, że echo powtórzymy po planowanym cyklu leczenia, bo on chciałby mi dorzucić jeszcze dwie chemie (czyt.  CZTERY WLEWY DODATKOWE). Pytam, dlaczego, skoro pierwsza tomografia była całkiem zadowalająca a on że no tak, ale tego było dużo i jednak jest tam tego jeszcze trochę. Dobił mnie. Kurcze, on sobie nie zdaje sprawy, że przy życiu trzymała mnie wizja ukończenia wkrótce tego całego całego gówna. A teraz ta wizja się sypie. Nagle się okazuje, że to nie końcówka leczenia, tylko dopiero połowa. Że to nie trzy wlewy do końca, a siedem. To zmienia postać rzeczy. Zabrzmię w tym momencie śmiesznie, ale czasem mam wrażenie, że to wszystko to jakiś spisek. Że ci wszyscy "medycy" dostali polecenie "pozbycia się najsłabszych" bo nie starczy na tym świecie miejsca dla wszystkich i padło też na mnie :). Że w trakcie operacji "podrzucili" mi komórki nowotworowe, które mają jedno proste zadanie: odciążyć świat z kolejnego słąbszego :) Dobra, dobra, wiem, że to może być scenariusz na jakąś książkę s-f ale czasem mam wrażenie, że ktoś mnie wrabia :).
Na razie nie myślę o tych dodatkowych chemiach, staram się nie brać tego pod uwagę. Usilnie się staram, ale czym bardziej się staram tym nic z tego nie wychodzi. Chyba czytałam gdzieś, że niektórzy onkolodzy mają do części pacjentów takie psychologiczne podejście. Na początku badają ile informacji jest pacjent w stanie znieść, a w miarę upływu czasu i pogodzenia się z chorobą dozują dodatkowe "newsy". Właściwie to jakbym usłyszała na początku, że planuje 16 chemii to mogłabym się podłamać a on to zrobił umiejętnie. Widzi, że w miarę dobrze to znoszę i jak już zbliżam się do końca to słyszę, że to jeszcze nie koniec. Tyle, że w moim przypadku ta taktyka się nie sprawdza. Wolałabym na początku konkretną informację.
Dobra, nie marudzę. Nie mam prawa po wczorajszej rozmowie z jednym chorym...A chłopak jest prawie w moim wieku. Zaczęło się od raka węchu co dało przerzuty na mózg. Operacyjnie próbowali to usunąć ale zareagowało tym agresywniej i w mózgu w szybkim tempie zaczęły narastać nowe komórki nowotworowe szybko zwiększając swe rozmiary. Skuteczna w jego przypadku miała się okazać operacja "gamma knife". Tyle, że kosztowna. Póki co nie jest to refundowane, bo ktoś tam gdzieś nie może dojść do porozumienia a w kolejce jest parę tysięcy ludzi z nowotworami mózgu (!). Koszt usunięcia jednego guza to w jego przypadku 25 tys. Miał ich sześć... Czas na podjęcie decyzji krótki, bo 7 dni. Pomogli przyjaciele i znajomi, którzy zorganizowali zbiórkę. Tyle, że na tym się nie skończyło, bo niby guzy nie odrastają i nic nowego się nie dzieje. Niby. Wczoraj wylądował znów na chemii, gdzie jeden wlew trwa trzy dni. Ale wiecie co? Chłopak jest niesamowity. Zaraża optymizmem. W ogóle jak wszedł na salę z chemią uśmiechnięty chłopak to byłam pod wrażeniem. Mówi, że dopóki nie usłyszy, że już nic mu nie pomoże, to nie ma zamiaru się łamać. Dopiero jak usłyszy tekst o opiece paliatywnej, to może wtedy się podda. Na razie nie ma zamiaru. Ostatnio udało mu się znaleźć wreszcie lekarza z bardzo indywidualnym podejściem do pacjenta. Już nie słyszy na wstępie " (...) Wie pan, że pański przypadek jest trudny a nowotwór jest w mocno zaawansowanym stanie"? . Tym razem usłyszał "Jest pan młody i przed panem jeszcze długie życie. Musimy tak pokombinować z tą chemią żeby nie uszkodzić panu nerek, wątroby i całej reszty, bo to nie sztuka. Potrzebuję tygodnia na wymyślenie dla Pana odpowiedniego zestawu". Mam nadzieję, że to mu się uda. Widać, że chłopak jest z pasją, ma niesamowite podejście do życia i nie wyobrażam go sobie na oddziale paliatywnym.
A wczorajsza chemia mnie wykończyła. Całą powrotną drogę wymiotowałam i spałam na przemian. W domu to samo. Doszło drętwienie w dłoniach, ból kości, naprzemienne uderzenia gorąca i zimna, jadłowstręt. Dzisiaj odważyłam się na talerz zupy. Więcej nie próbuję. Jest lepiej niż wczoraj, ale nie najlepiej. Z żalem po powrocie ściskałam Kasię i tłumaczyłam, że kolejną noc spędzi u babci. Dzisiaj sporo przespałam. Tak jest najlepiej. Staram się pocieszać myślą, że przede mną prawie dwa tygodnie wolności. I myśleć, że i tak mam farta...Sporego...

Na koniec kawałek podsłuchany z YCD - Woodkin "Iron". Naprawdę polecam.

http://www.youtube.com/watch?v=vSkb0kDacjs&ob=av2e

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz