piątek, 23 marca 2012

Narodziny nałogu...

Echo serca za mną.  Co prawda od pierwszej tomografii faktycznie lewa komora jest nieco bardziej  powiększona ale mieści się jeszcze w granicach normy i nie jest to z kardiologicznego punktu widzenia póki co problem. Teraz tylko w gestii onkologa leży, czy skład lub ilość wlewów zostanie zmodyfikowana. Cóż, niedługo będę o sobie mówić "człowiek o wielkim sercu" ;).

Tymczasem u Katerinaki... Dzieciak mi się dzisiaj rozszalał. A wszystko zapewne przez babcine ciasteczka z Bóg raczy wiedzieć jakim ziołem ;) Rano babcia zaproponowała, że zabierze Kasię do siebie i będą wycinać i piec ciasteczka. Chętnie na to przystałam, gdyż mieszkanie samo się nie posprząta a z dzieckiem to już nie to. Tak mnie to sprzątanie wkręciło, że nim się spostrzegłam już minęły prawie trzy godziny, a końca nie było widać...W trakcie dostałam od babci do realizacji na szybko misję specjalną. Więc z mokrymi od sprzątania plecami, wsiadłam na rower i gnałam w parę miejsc, nadając jeździe odpowiednie tempo by się wyrobić w wymaganym czasie. O 14ej przypomniałam sobie, że zjadłam tylko i to w przelocie jeden placuszek z jabłkiem (właściwie to nie odczuwałam głodu). No, w każdym razie misja zakończona sukcesem, wracam a przed blokiem moje dziecię ugania się również w pocie czoła za starszym kolegą z klatki. Tak zapamiętale i z radością za nim goniła, że jak jej stanęłam zdziwiona na drodze to potraktowała mnie nie inaczej niż jakiś krzak (czyt. przeszkodę). Żal mi było burzyć tę jej szaloną zabawę, ale zjeść coś trzeba no i najwyższa pora na drzemkę właśnie mijała... Gdzie tam, za żadne Chiny do domu pójść dobrowolnie nie chciała. Wzięłam ją na ręce i w akompaniamencie wrzasku i pisku, który to wywołał z kolei licznych gapiów na balkonach zabrałam ją do domu. Mam nadzieję że jak dorośnie to nie ona będzie latać za chłopakami tylko chłopaki za nią (co jej zresztą tłumaczyłam zawzięcie ;) ), ale oby zbyt szybko to nie nastąpiło. Tak się dziewczynina rozszalała, że o spaniu nie było mowy. Zrobiłam z nią jakieś potrzebniejsze zakupy. Jej dzikiej radości nie było końca, jak w jednym ze sklepów odkryła zasadę otwierania się drzwi na fotokomórkę. Jej pisk i śmiech słychać było w całym sklepie (a sklep do małych nie należy). Również z trudem oderwałam ją od tych drzwi. W następnym sklepie dała o sobie znać jej rezolutność i w momencie gdy ja byłam zajęta wypakowywaniem zakupów na taśmę ta położyła na taśmę żabę (taką na wodę na śmigus dyngus). Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że dojechała ona do zakupów jakiejś poprzedniczki, która widząc rozbrajające spojrzenie Kasi zaoferowała się żabę mojemu dziecku sprezentować (niby całe 0.99gr, no ale kobiety nie znam ;) Nic tylko brać ją na zakupy... ;)
Ostatecznie drzemki dzisiaj nie miała, ale poległa po 20ej tzn.w chwili, gdy mieliśmy zamiar zabrać ją na pizzę, gdzie było zaplanowane spotkanie ze znajomymi w tym chłopakiem, który w Polsce bywa naprawdę rzadko.  Więc mimo, że miałam chęć i zamiar w spotkaniu uczestniczyć to ofiarnie zostałam i położyłam ją do snu a reprezentantem naszej trójki został Michał, który równie ofiarnie nafaszeruje się pizzą i browarami (tzn. nie żeby przeginał w tej ofiarności, bo co jak co ale chłopak ma i zna umiar, chociaż nigdy nic nie wiadomo... ) No, szkoda..
Myślałam, że lulu (czyli żaba) będzie jej nowym nałogiem. Oczywiście jak jej pokazałam że po napełnieniu żaby wodą można psikać to przez moment była. Przez moment, czyli do momentu zalania podłogi w kuchni i łazience. Potem mimo łez i krzyków wylałam resztki wody i dałam jej lulu w wersji nieobciążonej cieczą.
Pamiętacie jej miłość do plastykowej rybki? Dalej kwitnie. Boję się, że tak rodzi się nałóg... ;)  Że dzisiaj ryba, jutro inny uzależniacz, przykrzejszy w skutkach. Oj, jak tak zacznę to moje myślenie rozwijać, to coś czuję że rybę czeka wkrótce jakieś zagrzebanie tudzież schowanie gdzieś na dno szafy...
Katerinaki jest super, ale to taki mój cień. Gdzie ja tam ona. Nawet jak idę do łazienki za potrzebą to ona dzielnie nie patrząc na rodzaj wydalenia trwa przy mnie na stanowisku. A jak uda mi się ją wygonić, to oczywiście wszyscy którzy w danej chwili są w mieszkaniu wiedzą co mama dokładnie robi... I nieważne czy trwa jakaś impreza zbiorowa czy w mieszkaniu jest tylko babcia bądź tata... Trochę mało mam chwil dla siebie o ile w ogóle, ale Michał jakoś nie spieszy z zabawianiem dziecka po przyjściu z pracy, ani też po paru godzinach od powrotu z pracy, więc trochę o to mam do niego żal. Ostatnio jak byłam u babci to Kasia wynalazła gdzieś jakiś metalowy pistolet (chyba zabawkę, nie zdiagnozowałam tego bliżej) i zastrzeliwała po kolei wszystkich jej bliskich (dodam, że z radością ) :/ A że akurat widzi na co dzień jak tatuś strzela w komputerze, to ona nie ma zamiaru być w tym gorsza... Fc..k
Jutro byliśmy zaproszeni na urodziny Emilki i wybieraliśmy się tam w ramach rewizyty, z tym, że równocześnie do nas wybierał się mój tata. Po miesiącu czasu codziennego wybierania się do nas akurat ostatecznie zdecydował się na jutrzejszy dzień, zatem udział w urodzinach odwołałam. Tym bardziej mu pasuje, że akurat będzie miał podwózkę (a my tym samym dodatkowych gości - przyjaciółkę Adama ze swoim tatą). Lubię ich i utrzymujemy w miarę regularny kontakt, więc chętnie się i z nimi spotkam. Tata nawet zostanie u nas na noc a być może dwie, mimo, że jak się nieoficjalnie dowiedziałam jego gromadka perliczek na działce powiększyła się o dwie kury i koguta (oj!) , więc prócz pielgrzymkowych planów i wspomnień będzie miał co relacjonować...
A jak już jesteśmy w klimatach Kasinych to koniecznie muza przy której przednio się moje dziewczę bawi ( i pewnie nie tylko ona, przyznajcie się ; ) ) - jeden z zumbowych hitów ostatniego czasu. Dobrej zabawy :)
No, a jak niektórym będzie jeszcze mało, to kawałek, który jeszcze bardziej niepokojąco podoba się mojemu dziecku (niestety, w gusty muzyczny za rodzicami póki co nie idzie) :(. Oto i on, choć przyznaję, że zamieszczam go z leciutkim wstydem, ale ... niech zabawa trwa ;)





1 komentarz:

  1. Ewciu wyczytałam gdzieś(albo słyszałam), że takie małe dzieci są naturalnymi tancerzami, więc można założyć, że większość dzieci lubi taką muzykę ;), potem zapewne gust jej się nieco wyrobi..., ale zapewne dużo zależy w jakim towarzystwie będzie się obracać:D. No, ale nic trzeba być dobrej myśli ;)

    OdpowiedzUsuń