niedziela, 11 marca 2012

Baby, ach te baby...

U Kasi objawy choroby póki co się nie pojawiają i mam nadzieję, że jej dadzą spokój na dłuugo.


Wczoraj na całe 10 godzin zostawiłam dziecko pod opiekę męża i wybrałam się z koleżankami uczcić ...Dzień Kobiet ;). Właściwie, to nie pamiętam kiedy pozwoliłam sobie na takie długie wyjście i czy w ogóle bez męża to miało miejsce (że o Kasi nie wspomnę). Obstawiałam, że Michał korzystając z okazji odda dziecko babci a sam będzie miał mnóstwo czasu na strzelanie w CS-a, gdy tymczasem Kasia nie spędziła u babci nawet minutki ;). Okazało się, że mamy na tyle zaradnych mężów, że sami potrafili sobie zorganizować ten czas  - baa, mieli też pod opieką dwójkę dzieci (w tym Kasię) i psa... I dali radę (a przynajmniej Michał dał i wykazał się nie lada odpowiedzialnością w spożywaniu wysoko procentowych trunków, za co zyskał w moich oczach). Ja z dwiema koleżankami byłyśmy na Festiwalu Kobiet, który miał obfitować w moc atrakcji, przy czym tak naprawdę z atrakcjami wiele wspólnego nie miał, choć trzeba docenić wkład organizatorów w przygotowanie tego typu imprezy i brawa im za to.
Największą atrakcją na którą wszyscy czekali to były cogodzinne loterie na które kupowało się los za symboliczne 5 zł. Zakupiłam dwa losy i już w pierwszym losowaniu oba wygrały - stałam się posiadaczką prezentu dla męża (wygrałam podobno uroczy męski szalik w paski ) i 30 min do wykorzystania na urządzeniu rolletic w tutejszym klubie fitness, z czego średnio jestem rada :P. No ale nagroda jest.
Dodatkowo z avonu wylosowałam żel pod prysznic, który to też sprezentowałam Michałowi (w końcu 10go Panowie też mają ponoć swoje święto). Podpuszczona przez dziewczyny (i na ich zgubę) zakupiłam jeszcze jeden los i takim to sposobem nie było możliwości byśmy opuściły tę nieszczęsną imprezę przed jej końcem (na samym końcu było ostatnie losowanie nagród, a mój kupon wciąż nie został wylosowany ;) ). Koleżanka wylosowała jeszcze bardzo ładną zresztą bransoletę i to koniec atrakcji...
 W dobrych humorach ale i strasznie głodne poszłyśmy do najbliższej pizzerii, bo jednak czułyśmy jakiś niedosyt :). Wbrew zdrowemu rozsądkowi zamówiłam sobie piwo i mam nadzieję, że mi nie pójdzie na zgubę, bo do jednego doszło potem i drugie :/, ale piwo to w końcu nie wódka i co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Chyba...
Po drodze w mieszkaniu jednej z koleżanek odebrałam rozbawione dziecko i nie mniej tryskającego radością męża :). Rozbawione dziecko by mnie nie zdziwiło gdyby była jakaś rozsądna wieczorna godzina, a nie trochę po 23ej... No ale tak jak powiedziałam, nie mam prawa narzekać a wręcz przeciwnie - cieszę się, że wszyscy byliśmy w dobrych humorach :). Jeszcze na piwie z dziewczynami stwierdziłyśmy, że takie babskie wypady trzeba organizować przynajmniej raz w miesiącu, choć boję się, że dziewczyny po ujrzeniu swych wybranków nie będą już do tego takie chętne :/.

Dziecko śpi, mąż chyba też, więc skorzystam z okazji i zajrzę do jakiejś książki, którą to będę czytać przy muzyce Tracy Chapman. Znacie to z pewnością :) Do następnego!

1 komentarz:

  1. zazdrośc moja nie ma końca umiesz walczyc z przeciwnościami losu

    OdpowiedzUsuń