czwartek, 15 marca 2012

I do następnego... Dziewiątego.

Prawie dwa tygodnie wolności, wliczając w to ze trzy, cztery dni dochodzenia do siebie. Ale dobre i to.
Mój onkolog konsultował ostatnią tomografię  z radiologami i jednoznacznie stwierdzili, że postępy są spore i choroba cofnęła się o prawie 50% :). Fajnie:) Oczywiście jest jedno "ale". Do następnej chemii mam sobie zrobić echo serca, bo z obrazu tomografii wynika, że lewa komora jest nieco większa od prawej. Pytanie tylko, czy tak było zawsze, czy zmieniło się to pod wpływem leczenia i podania w szczególności jednego konkretnego leku przeciwnowotworowego. Jeżeli to ostatnie będzie przyczyną, to prawdopodobnie zmniejszą mi ilość tego cytostatyka lub też nieco zmodyfikują skład wlewów. W sumie tylko cztery wlewy i powinno być finito :). No nic. Jestem dobrej myśli. Ale jakieś "coś za coś" musi być, szkoda, że jak coś, to kosztem serca... No i jak dla mnie kolejna dobra wiadomość to taka, że prawdopodobnie nie czeka mnie naświetlanko :))). Lekarz wytłumaczył, że naświetlanie jest dobre, ale w przypadku ograniczonej choroby. Najlepiej zdaje egzamin jak jest jakiś jeden guz, wtedy stosują mniej chemii, dajmy na to 4 i łączą to z paroma naświetleniami. Tłumaczył, że u mnie te zmiany były za duże i bardzo rozległe i naświetlania by niewiele dały. Pewne radiolog by miał inne zdanie, ale ja tam się cieszę  i mam nadzieję, że to dobra decyzja. Tyle dobrego w tym złym.
Wczoraj wyjątkowo szybko byłam po wszystkim, bo już ok. 14ej Michał mógł po mnie przyjechać. Jedna z kobitek na oddziale miała wczoraj ostatni wlew, ale wyjątkowo się męczyła i strasznie było mi jej żal. Zapełniła chyba cały pojemnik przy nas. Ja tylko upust dałam wymiotom tradycyjnie podczas wizyty w szpitalnym wc. W ogóle, to jakoś się czuję niezbyt po tym wczorajszym. Cały czas mnie męczy chęć wymiotów i na  tym właściwie się kończy. Na nic dało najedzenie się przed... No i kompletny brak apetytu i wstręt do płynów pod każdą postacią. To jest ten moment, w którym bym chciała popędzić czas nieco do przodu...

Dzisiaj to by było na tyle, wyjątkowo nie jestem w formie, darujcie :/

Dla chętnych kawałek, który ostatnio mi się przypomniał :)


2 komentarze:

  1. Tak mi się przypomniało, że ja też nie mogłam pić po chemii. Masakra jakaś. Kazali pić więcej, a dla mnie łyk był koszmarem. Miałam skłonność do piasku w nerkach, więc przez leczenie nabawiłam się kamieni :P Próbowałam chyba wszystkiego do picia. Najlepiej wchodził sok jabłkowy rozcieńczony trochę wodą.

    OdpowiedzUsuń
  2. NO właśnie, mi chyba na ewentualne kamienie w nerkach w następstwie chemii lekarz przepisał jakieś tabletki, z tym, że często o nich zapominam;/. Sok jabłkowy dla mnie trochę za słodki, bardziej się sprawdza jednak coś kwaśnego ;), ale pewnie dla każdego coś innego :). Dzięki że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń