środa, 18 kwietnia 2012

Aaaale o ooo co chodzi?



Po trzecim dniu w pracy entuzjazm z tytułu powrotu jakby trochę osiadł, ale nie chodzi o obowiązki a raczej o ich ... brak.
Ogólnie wróciłam chyba do firmy w bardzo złym dla niej momencie. W dodatku na moje miejsce przesunęli jedną osobę z innego działu i nie bardzo mogą ją cofnąć, bo ja z moimi wyjazdami na chemię nie jestem zbyt "pewnym" pracownikiem niestety i parę dni w miesiącu jednak mnie nie będzie. W dodatku choroba taka a nie inna, że muszą liczyć się z tym, że w każdej chwili może mi się "podwinąć noga" i choćby mogę się między chemiami rozchorować na dłużej. Jednym słowem, trochę namieszałam swoim powrotem i nie zdziwię się, jak najprostszym dla nich wyjściem będzie jednak powiedzieć mi "bye". Ale takie życie i muszę się z tym liczyć. Najchętniej poszukałabym czegoś nowego, ale nikt mnie teraz nie przyjmie, to zrozumiałe. No nic. A może będzie dobrze... ;)

Teraz trochę o chorej rzeczywistości chorych na nowotwór. Z każdej strony dobiegają nas informacje, że niektórych cytostatyków wystarczy tylko do końca tygodnia. Oczywiście Minister Zdrowia uspokaja jak może i robi dobrą minę do złej gry. Osobom z zz też się dostanie, bo jednym ze składników których ma zabraknąć jest doxorubicin. Czyli o jeden worek mniej. Z jednej strony szlag trafia a z drugiej - zaraz próbuję sobie przypomnieć którego to worka miałoby zabraknąć. A nuż tego największego, który schodzi najdłużej? Zaglądam z nadzieją do ściągi. Niestety. Głupie myślenie, prawda? No, ale jeżeli bym miała wybór i pytanie uśmiechniętej pielęgniarki w dniu wlewu "Pani Ewo, dziś niespodzianka. Mamy dobry dzień i w swej dobroci możemy dzisiaj "darować" pani jeden lek. Który Pani wybiera? ":) Z szelmowskim uśmiechem bym odpowiedziała "o, super, ten największy poproszę!". Nie no, nie ma co żartować. Nie wiadomo jak takie braki wpływają na skutki leczenia i na jego długość ale osoby z innymi nowotworami w tej sytuacji mogą nawet mieć zagrożone życie. I to nie powinno mieć miejsca. O ile mi wiadomo to kobitki z rakiem piersi po operacji zdaje się mają jakiś ściśle oznaczony czas na przyjęcie pierwszej chemii. Nie wierzę w leki zastępcze i ich niezawodne działanie. Jakie leki zastępcze. Ktoś tu nam zamydla oczy. A najbardziej wkurza mnie ta dezorientacja jaką wprowadzają media. Nie wiadomo tak naprawdę co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, bo co dzień to się zmienia. I tak raz słyszałam, że producentowi nie opłaca się produkować danych cytostatyków na polski rynek (!). Potem zaraz czytam, że producent wycofuje się z rynku i na jego miejsce będzie ktoś nowy, kto przejmie pałeczkę. Wreszcie dziś się dowiaduję, że sytuacja jest spowodowana ... renowacją linii produkcyjnej w fabryce produkującej te leki... Mam wrażenie, że prawda jest jeszcze inna i nie ma chętnego do przekazania jej odbiorcom. Tymczasem czas pokaże jak to się obejdzie z nami pacjentami.

I jeszcze jedna sprawa, która mnie jakoś zbulwersowała. Na forum zz, którego gościem bywam regularnie dowiedziałam się o dziewczynie chorującej na ziarnicę. W skrócie powiem jej historię, choć podaję zainteresowanym linka : http://www.helpsamocka.pl/
Jest muzykiem. Zachorowała na ziarnicę i poddała się tradycyjnemu schematowi leczenia. Potem szybko wróciła do intensywnego życia zawodowego co poskutkowało ostrym nawrotem choroby. Tym razem po pomoc udała się do jakiś tybetańskich wysłanników samego Dalajlamy, co było dosyć kosztownym przedsięwzięciem... Leczenie polegało głównie na... uzyskaniu harmonii (sic!). "Leczyła " się tak dwa lata aż prawie na wykończeniu usłyszała od mnicha, że widocznie taka jej karma. I znów rzuciła się na konwencjonalne podejście medyków w tym temacie. Z II stopnia już miała mocno zaawansowany IV. No ale do czego zmierzam. Dziewczyna na stronie podaje namiary na fundację z jej subkontem i prosi o pomoc finansową, która pomoże jej przetrwać trudy leczenia i dochodzenia do siebie. Niby wszystko gra. Poczekajcie. Jak tak się dłużej wczytacie, to pojawi się lista niezbędnych wydatków a na niej:

1) leki
2) masaże ciała - refleksologia, Shiatsu, PeLoHa
3) ekologiczna żywność - bio, suplementy diety, woda źródlana,
apteczne i ekologiczne kosmetyki - bio, ekologiczne środki czystości
4) pomoc domowa
5) prywatny lekarz dermatolog, stomatolog, ginekolog, psycholog, fizjoterapeuta
6) rower miejsko - trekkingowy ( w ramach fizjoterapii )
7) wczasy rehabilitacyjne
8) remont łazienki i wc
9) profesjonalny aparat fotograficzny pomagający mi realizować hobby
( w ramach psychoterapii )

Nie no, czytam to i oczy przecieram ze zdumienia. Ja naprawdę mam potrzebę pomagania potrzebującym i wszystko rozumiem. Ja rozumiem, że ktoś żyje sam i jest zdany na pomoc innych. Że nie ma na leki, na chleb, na rachunki, na najpilniejsze wydatki. Tyle, że są jakiejś granice przyzwoitości. Jej miesięczne wydatki oscylują w granicach ... 9 tys. Gratuluję wysokiego standardu, bo ja na te 9 tysięcy muszę pracować trochę ponad 6 miesięcy. Może ja w ramach psychoterapii i lepszego samopoczucia może powinnam sobie zażyczyć sfinansowanie peruki z włosów naturalnych, by mieć ten "feeling" pisząc jej językiem ;) Przydałby mi się też wyjazd najlepiej poza granice naszego smutnego i paradoksalnie śmiesznego kraju. Zaraz zaraz, przecież ja nawet nie mam własnego mieszkania tylko wynajmuję coś odkąd pamiętam. To co, pomożecie? :) A może to ten prywatny psycholog tak ją dowartościował i tak jej podniósł poprzeczkę życiowych wymagań, by sięgać po to co najlepsze. Z drugiej strony dziewczynie nie można zarzucić braku szczerości. Nie napisała o szeroko pojętych kosztach leczenia i rehabilitacji, tylko sumiennie, punkt po punkcie wyszczególniła na co zbiera.   Nie wiem, ale moim zdaniem to już trochę trąci bezczelnością. Staram się pomagać, ale z głową. I tym którzy naprawdę tej pomocy potrzebują. I Was też do tego namawiam. Nie dajmy się zwariować w tym zwariowanym świecie.
A do posłuchania Birdy i "People help to people" (żeby tak nie wyjść z tematu ;). Ściskam każdego z osobna! A Michał, Ciebie wyjątkowo mocno:) Czujesz?;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz