czwartek, 5 kwietnia 2012

W kraju Zulu Gula...

Kości i wszystkie mięśnie powoli przestają tak boleć, więc jest coraz lepiej. Przynajmniej powinno być, ale znów coś "w duszy" mi nie gra...

Ostatnio łapię się na tym, że nawet jakieś drobne niepowodzenie od razu sprawia, że uginają mi się kolana i nie mam siły się podnieść. Wiem, że nie może tak być. Mam nadzieję, że ostatecznie zwycięstwo z chorobą zmieni postać rzeczy.

Ale jak czytam, że ludzie po chorobie nowotworowej i całym leczeniu często stają się bardziej wrażliwi i nerwowi to ... zaczynam się o siebie bać. Przecież jestem wrażliwą i nerwową osobą. Byłam taka przed tym wszystkim i teraz nie mogę sobie wyobrazić, że mogę być bardziej, bo zwłaszcza ta pierwsza cecha przeważnie nie pomaga mi w życiu. Mam nadzieję, że to nie jest regułą w przypadku każdego chorego. Przecież jeszcze chwila i muszę się ogarnąć by móc "wrócić do gry". Dziś próbowałam "załatwić" lekarza medycyny pracy, ale brakuje mi jednego świstka z zakładu pracy. Szkoda bo tylko niepotrzebnie naczekałam się ponad godzinę w kolejce a Kasia próbowała wszystkiego by w tym czasie nieco "rozerwać" mnie i innych czekających ;).
Wczoraj byliśmy w stolicy. Warszawa to dla człowieka z wózkiem jest jednym wielkim torem przeszkód. Nie spodziewałam się, że w centrum miasta przyjdzie mi niejednokrotnie tachać wózek z dzieckiem po schodach. Naprawdę jestem w szoku. Po dwóch latach mieszkania w małym mieście w jednym z warszawskich centrów handlowych czułam się tam jakbym była na środku ruchliwej ulicy. Dawniej lubiłam takie miejsca, teraz mnie męczą. Fakt, wymęczyła mnie i Kasia w dziecięcej sali zabaw ale tego się mogłam spodziewać. Miała nagle tego dnia tyle atrakcji na raz, że praktycznie zasnęła mi w połowie zdania "o nie, Kasia nie chce spać". Chciała :) A ja nie chcąc jej wybudzać i wbijać się w tramwaj zrobiłam sobie porządny spacer ze "Złotych tarasów" w okolice "Arkadii". Potem sama nie wiedziałam czy ból nóg jest wynikiem trwającym właśnie w moim organizmie procesem produkcji białych krwinek czy długim dystansem, który odbyłam. Nie wiem, czy bym umiała na nowo odnaleźć się w tym mieście. Pewnie tak, ale chyba na razie nie jestem na to gotowa. Ciekawe, co by na tę chwilę wybrała Kasia - miasto pełne wrażeń czy bezpieczny i dobrze jej znany świat z babcią przy boku. Na tę chwilę odpowiedź wydaje się oczywista. Ja widzę nas za to w zupełnie nowej rzeczywistości, nowym miejscu ale niekoniecznie w gwarnej, rozkopanej i nieprzystosowanej do wózków stolicy. Tu gdzie teraz zacumowaliśmy jest momentami nudno i nijako, ale za to cicho i spokojnie. A może to już ta moja dodatkowa wrażliwość działa i się odzywa...

Ale się uśmiałam usłyszawszy co kombinuje "przewóz osób" by nie wypaść z rynku. Kierowcy odbyli zajęcia z holistycznej psychoterapii i teraz będzie można wsiąść do takiej "nie-taksówki" i być wysłuchanym przez przeszkolonego kierowcę. Mieli oni zajęcia min. z aktywnego słuchania, akceptacji klienta takiego jakim jest i wielu innych. Wsiadając do takiego samochodu jakiś rozżalony klient będzie mógł zostać wreszcie wysłuchany i zrozumiany. Będą to jeżdżące gabinety a raczej "lokowozy" i co śmieszne firmie ponoć naprawdę zależy by ich klienci rzeczywiście skorzystali z psychoterapii :). A prócz rozmowy czy możliwości wspólnego z kierowcą pomilczenia klient będzie mógł też skorzystać z innych form relaksacji jak uwaga: terapii przez drgania o które na naszych drogach nie trudno czy aromaterapii (powieszony na lusterku zapach zapewne będzie tu grał kluczową rolę ). No nic, jestem za :). Taksiarze zacierali rączki, że już wkrótce znów będą sami na rynku a teraz może się okazać, że lokowozy będą miały jeszcze więcej chętnych niż dotychczasowy "zwyczajny" przewóz osób... "Polska to jest bardzo ciekawa kraj" że zacytuję Zulu Gulę. Od razu na myśl  przychodzi zacięta walka rządu z dopalaczami i  sposoby właścicieli tych sklepów na obejście ustaw... No nic, Polacy podobno w każdych warunkach dają sobie nieźle radę i właśnie to widać :). Historia nas tego nauczyła.

Powoli zaczynam nastrajać się na święta choć są strasznie krótkie. Jak każde święta zresztą... Nie mogę się nadziwić widząc jak ludzie wykładają na taśmę w sklepie takie ilości zakupów jakby mieli mieć całkowity brak dostępu do żywności przez co najmniej miesiąc no chyba że ten czas spędzają z liczną, wielopokoleniową rodziną...To wtedy rozumiem.

Na koniec  kawałek z ... reklamy lecha w pełnej krasie:) . Dla mnie zajefajny.  Do następnego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz