czwartek, 26 kwietnia 2012

Dasz radę, mamo?

Jak na dzień po chemii to nie jest najgorzej, a przynajmniej lepiej chyba niż ostatnio. Co prawda nie mogę jeść ani pić, trochę wymiotuję, trzęsie mnie zimno i zarazem mam wypieki na twarzy ale jest całkiem znośnie.
Poziom białych krwinek był na granicy (darowałam sobie zastrzyki) ale tym razem mi się nie upiecze i od jutra Michał wstępuje w rolę przystojnego niewątpliwie pielęgniarza.
Oj, tak sobie myślę, jakby to cudownie było gdyby przede mną była już tylko ta jedna chemia i nic poza tym. Zobaczymy, co 22go pokaże tomografia. Na razie ostatnie wizyty u onkologa mnie trochę demotywują. Już oficjalnie wpisuje mi w papiery IV stopień z dopiskiem "bulky disease", co teoretycznie obniża dobre rokowania. Pocieszam się, że pewnie pisze to trochę na wyrost by zapewnić mi lepszą opiekę czy może właściwe leki a nie zamienniki (nigdy nie wiadomo czy tam na oddziale chemii się nie kierują stanem pacjenta w momencie gdy stoją przed dylematem komu dać końcówkę leku a komu już zamiennik). Ja dostałam całość, bez zamienników.
Tym razem znów trafiłam na znajomą babeczkę z rakiem piersi, więc do pewnego momentu czas szybko zleciał. Potem sobie poszła i kolejni sąsiedzi nie byli już tacy rozmowni. A może to ja nieprzystępna, niby zaczytana w lekturze a tak naprawdę z trwogą obserwująca spadające z worków krople trucizny wnikające we wszystkie moje zdrowe i niezdrowe komórki. Znów z sali wyszłam praktycznie ostatnia. Nie wiem, ale większość przychodzi na jeden, dwa worki a mi się wlewa tyle tego syfu. Kapie, kapie i wykapać się nie może.Ehś, chyba naszedł mnie jakiś kryzys. Leżę tak dzisiaj i mówię Michałowi, że cudownie by było jakby na tych 12stu chemiach się skończyło, bo nie wiem, czy dam radę dodatkowym. Mówię mu, że lekarz mnie jakoś demotywuje i ogólnie mam dość. Pogadał w drugim pokoju chwilę z Kasią i ta po chwili rzuciła się do mnie na łóżko z pytaniem "dasz radę, mamo?". Największy motywator. I weź tu jej odpowiedz co innego niż "pewnie, że dam". I to koniecznie z uśmiechem na ustach :)

Z okazji wczorajszego dnia wypisałam sobie dwa dni urlopu. Jutro do pracy. Teoretycznie i dzisiaj jakoś bym dała radę, jakbym musiała tam iść. I może by mi to bardziej na zdrowie wyszło... Tak sobie myślę, że w sumie jeszcze tylko cztery dni pracy i ... znów chemia (w przyszłym tygodniu też biorę dwa dni wolnego i stąd takie wyliczenia). Może jednak ostatnia. Ale staram się nie przywiązywać do tej myśli, bo nie lubię rozczarowań. Jestem realistką. W dodatku i egoistką bo zaraz wejdę pod gorący prysznic i długo stamtąd nie wyjdę, mimo iż mam świadomość, że ludzie w Afryce cierpią na deficyt wody. Mi po prostu jest cholernie zimno. A egoistą tak naprawdę jest chyba każdy z nas. Przynajmniej raz na jakiś czas.

Do posłuchania kawałek z filmu, którego tytułu długo sobie nie mogłam przypomnieć, aż dzisiaj nie zobaczyłam go w telewizji. Jest w nim coś magicznego. Kocham tę piosenkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz